Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

Stowarzyszenie Miłośników Historii Szczekocin i Okolic Stowarzyszenie Miłośników Historii Szczekocin i Okolic

DRAMAT SZCZEKOCIN WE WRZEŚNIU 1939 ROKU

Utworzono dnia 14.03.2016
Czcionka:

Grzegorz Żarnowiecki

DRAMAT SZCZEKOCIN WE WRZEŚNIU 1939 ROKU

Kiedy przyjdą podpalić dom,

Ten, w którym mieszkasz – Polskę,

Kiedy rzucą przed siebie grom,

Kiedy runą żelaznym wojskiem

I pod drzwiami staną, i nocą

Kolbami w drzwi załomocą –

Ty, ze snu podnosząc skroń,

Stań u drzwi. Bagnet na broń!

Trzeba krwi!

WŁADYSŁAW BRONIEWSKI („Bagnet na broń”)

 

OSTATNI DZIEŃ POKOJU

Szczekociny znajdowały się na linii głównego ataku nieprzyjaciela, którą stanowiła 10 Armia (gen. artylerii W. von Reichenau) z Grupy Armii Południe (gen. płk G. von Rundstedt). Odległość Szczekocin od granic Rzeszy Niemieckiej wynosiła w prostej linii zaledwie 70 km. Położenie miasta na słabszej, północnej flance Armii „Kraków” (gen. bryg. Antoni Szylling) osłabiało jego pozycję obronną. Niekorzystnym faktem był również brak przygotowanych na czas odwodów tej armii oraz fortyfikacji. Należy w tym miejscu podkreślić, że w planie obronnym Polski Armia „Kraków” spełniała rolę najważniejszą, tzw. „zawiasów”. Miała za cel zablokować wojska nieprzyjaciela, do czasu aż pozostałe armie nie cofną się na linie obrony Wisła-Narew. W sztabach niemieckich wypracowano koncepcję błyskawicznego uderzenia z dwóch kierunków: Prus Wschodnich i rejonu Śląsk-Częstochowa w centrum Polski. Większość wojska polskiego miała zostać okrążona, z odciętym odwrotem za Wisłę i San. Obszar na wschód od linii San-Wisła – Narew miała zagarnąć Armia Czerwona wedle tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow z 23. 08. 1939 . Wieczorem 31 sierpnia najbliższą od Szczekocin jednostką polskiej armii była Krakowska Brygada Kawalerii (BK) dowodzona przez gen. bryg. Zygmunta Piaseckiego. Zlokalizowano ją za Rozmieszczenie wojsk polskich i niemieckich w chwili wybuchu wojny Źródło: A. Zawilski, Bitwy polskiego września, Kraków, 2009, s.113. Szczekociny zaznaczone przez Grzegorza Żarnowieckiego. Wartą (patrz mapa powyżej), głównie koło miejscowości Woźniki (55 km). Przy granicy koło miasteczka Kalety i dalej na północ k/Koszęcina rozmieszczono 3 pułk ułanów brygady kawalerii, batalion Obrony Narodowej „Lubliniec”, dywizjon pancerny, oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza i szwadron kolarzy . Po drugiej stronie granicy w gotowości stała niemiecka 2 Dywizja Lekka (gen. por. G. Stumme). Wbrew nazwie składała się ona głównie z wojsk pancernych i zmotoryzowanych (z niem. Panzer Leichte-Divisonen, dokładnie tłumaczone jako "dywizje szybkie"). Niektóre z nich jak 1 Lek. miały ponad sto czołgów, więcej niż dywizja pancerna, tyle, że gorszego typu. Prócz czołgów dywizja lekka posiadała kilkadziesiąt samochodów pancernych i artylerię różnego kalibru, od granatników i moździerzy po haubice. Po kampanii wrześniowej wszystkie 5 dywizji lekkich przemianowano na dywizje pancerne. Dysproporcja sił między polską brygadą kawalerii, a niemiecką dywizją lekką była ogromna i w sprzęcie i w ludziach. Żołnierze kawalerzyści nadrabiali częściowo te różnicę męstwem, mobilnością oddziałów i znajomością terenu. Niestety wobec lotnictwa bombowego byli praktycznie bezradni. Naziemną obronę przeciwlotniczą cechowała mała skuteczność, a niewiele posiadanych samolotów była przestarzała i wolniejsza od niemieckich (poza bombowcami Łoś) . Drugą polską jednostką w pobliżu Szczekocin była 7 Dywizja Piechoty (DP) dowodzona przez generała brygady Janusza Gąsiorowskiego. Dowódca wypisał się ze szpitala na własne żądanie, będąc po kilku operacjach wrócił do dywizji na kilka godzin przed wybuchem wojny. Nie będąc dobrze zorientowany w ostatnich przygotowaniach swej jednostki miał duże trudności w dowodzeniu i ciężar kierowania dywizją spadł na jego zastępcę płk dypl. Kazimierza Janickiego . Rozciągnięta na zbyt dużej przestrzeni (około 40 km) na przedpolach Częstochowy, jednostka ta stanowiła słabą przeszkodę, zwłaszcza dla wojsk pancernych. Regulaminowy odcinek działania dywizji piechoty wynosił w polskiej armii 7-8 km. Między Krakowską BK i 7 DP występowała luka i obie jednostki nie miały z sobą bezpośredniego kontaktu . Brak kawalerii dywizyjnej wskutek spóźnionej mobilizacji i nieukończone fortyfikacje (12 schronów bojowych wobec planowanych 61), a także wysunięcie części oddziałów pod samą granicę osłabiały siłę obronną 7 dywizji. Tymczasem jej głównym zadaniem było działanie opóźniająco-osłaniające . Plan ten przedstawiał się dobrze tylko w umysłach sztabowców. Faktycznie 7 DP była osamotniona i znalazła się na straconej pozycji wobec miażdżącej przewagi nieprzyjaciela. Zdaniem wybitnego generała Kazimierza Sosnkowskiego (początkowo odsuniętego od działań obronnych) droga na Kielce i Radom nie była w ogóle zabezpieczona . Niestety generał miał rację. Niemcy skwapliwie wykorzystali słabość polskich linii obronnych w tym rejonie rozmieszczając potężne pięści – XVI Korpus Pancerny (gen. kaw. E. Hoepner) z dywizjami pancernymi 1 i 4, a obok XV Korpus Lekki (gen. piech. H. Hoth) z doborowymi dywizjami piechoty . W rezultacie Szczekociny znalazły się w pobliżu najniebezpieczniejszego odcinka całego polskiego frontu. W ostatnich dniach sierpnia polskie dowództwo popełniło błąd ogłaszając dwukrotnie powszechną mobilizację, co spowodowało opóźnienie i chaos. Pod koniec miesiąca mobilizacja przeprowadzona była w 66%, a koncentracja w 45%. Brak transportu wpłynął także na polską koncentrację, która 1 września nie została przeprowadzona nawet w 50% . Dla armii „Kraków” oznaczało to w praktyce brak odwodów. Przerwanie linii frontu na północnym jej skrzydle otwierało Niemcom drogę do Gór Świętokrzyskich, Warszawy i Wisły. Przy optymistycznej propagandzie w prasie i porozlepianych plakatach („Silni, Zwarci, Gotowi”, „Swego nie damy napastnika zwyciężymy” itp.) trudno przypuszczać, aby mieszkańcy Szczekocin zdawali sobie sprawę z realnej groźby wojny jeszcze w lipcu. Łudzono się, że Hitler blefuje, wojną tylko straszy, a chodzi mu w zasadzie o Gdańsk i tzw. „korytarz” na Pomorzu. Dopiero w ostatnich dniach sierpnia po zarządzeniu mobilizacji złudzenia pokoju prysły jak bańka mydlana. W społeczeństwie nie odczuwało się jednak grozy sytuacji, a raczej podniecenie i ciekawość. Ludność masowo wykupywała towary spożywcze i słuchała przez radio coraz gorszych wiadomości. Na ogół przeważał optymizm i poczucie końcowego zwycięstwa, gdyż liczono na pomoc silnych aliantów.

PIERWSZY DZIEŃ WOJNY

Rankiem 1 września między godziną 4.45 a 5.45 na całą granicę w obrębie Armię „Kraków” ruszyły odziały wojsk niemieckich w dużej mierze pancerne i zmotoryzowane. Dywizje piechoty były zaopatrzone w artylerię i autobusy do szybkiego przemieszczania żołnierzy. Wojska lądowe wspomagało lotnictwo bezkarnie zrzucające bomby burzące i zapalające oraz strzelające z karabinów maszynowych do ludności pracującej na polach, a potem uciekającej na wschód. Linię frontu znaczyły ogień i dym spalonych przez agresora wsi. Już pierwszego dnia wojny pojawiły się nad Szczekocinami niemieckie samoloty. Nie wyrządziły strat lecąc na cele położone na wschód od miasteczka tj. m.in. na Tunel, Kielce Radom. Dochodziły również odgłosy ognia artyleryjskiego od zachodu i północnego zachodu . Ludność zaczęła opuszczać miasto by znaleźć schronienie w pobliskich wsiach i lasach. O sytuacji na froncie przy granicy mieszkańcy nie wiedzieli nic albo bardzo mało i były to informacje szczątkowe, niezweryfikowane, najczęściej plotki. Na dalekie północne skrzydło armii „Kraków”, które tworzyły izolowana 7 Dywizja Piechoty i Krakowska Brygada Kawalerii, wyszło uderzenie 6 wielkich jednostek, w tym 2 dywizji pancernych i 2 lekkich, o łącznej liczbie około 1000 czołgów i samochodów pancernych . Zaraz o świcie na kierunku Woźnik, obsadzonym przez Krakowską BK ruszyły siły pancerno-motorowe: 2 Dywizja Lekka z występu Tworóg na Kalety, oraz 3 Dywizja Lekka (gen. mjr A. Kuntzen). Obydwie jednostki działały przeskrzydlająco ku północy na Koszęcin. W ataku niemieckim brało udział w sumie około 400 czołgów . Niemcy sforsowali łatwo płytką rzeczkę Mała Panew. Miasteczko Kalety, punkt kluczowy lasów świerklanieckich utracono o godzinie 8.00 wobec przeważających sił 2 Dywizji Lekkiej. W piętnastokilometrowym pasie działania Krakowskiej BK posuwanie się nieprzyjaciela opóźniał ofiarnie niepełny 3 pułk ułanów (płk Cz. Chmielewski) z batalionem Obrony Narodowej „Lubliniec” (mjr F. Żak) i dywizjonem pancernym. Oddziały te utrzymały Koszęcin do godziny 12 w walce z częścią niemieckiej 4 dywizji piechoty (gen. mjr E. Hansen). Pod naciskiem 2 DLek. Krakowska Brygada Kawalerii o godzinie 8.30 cofnęła się pod Woźniki. Większość brygady stanęła na pozycji głównej: Woźniki-Ligota Woźnicka-Rudnik Mały. Pod wieczór brygada odparła kolejne natarcie niemieckiej 2 DLek. Północne skrzydło armii zaatakowane zostało w rejonie Częstochowy i Kłobucka siłami XVI Korpusu Pancernego ze składu 10 Armii. Najdalej na północ w pasie działania 7 DP padły najwcześniej Krzepice po krótkim starciu kompanii ON z czołem niemieckiej 4 Dywizji Pancernej. Na północ od 7 DP Wołyńska Brygada Kawalerii dowodzona przez płk dypl. Juliana Filipowicza („Armii Łódź”) odparła w całodziennym boju pod Mokrą cztery ataki 4 DPanc. Był to jedyny znany epizod II wojny światowej, kiedy stosunkowo słabej brygadzie kawalerii udało się powstrzymać silną dywizję pancerną . Niestety nie pomogło to 7 Dywizji Piechoty w obronie Częstochowy, mimo, że zmniejszył się jej pas działania z 40 do 10 km . Wysunięte pod granicę oddziały 7 DP (27 pp) powstrzymywały napór sąsiedniej niemieckiej 4 DPanc. przy aktywnym oddziale Straży Granicznej. Do południa udało im się bronić miejscowości Panki i Przystań. Dalsze opóźnianie przejął batalion Obrony Narodowej w Kłobucku. Pod wieczór rozkazem wycofano go. W Wilkowiecku został rozbity szwadron dywizyjnej kawalerii, próbujący zatrzymać niemieckie czołgi 1 DPanc. (gen. por. R. Schmidt) i osłonić styk 7 DP z Wołyńską Brygadą Kawalerii. Do południa II batalion 74 pp z baterią walczył o utrzymanie Lublińca w starciu z głównymi siłami niemieckiej 4 DP (gen. mjr E Hansen). Oddziały polskie poniosły bardzo ciężkie straty. Do godziny 15 miejscowość Truskolasy krwawo bronił I batalion 27 pp wsparty baterią w walce z czołem niemieckiej 14 DP (gen. por. P. Weyer). Po ciężkiej walce batalion zdołał przebić się do swego pułku. Dalsze opóźnianie podjęły pozostałe bataliony 74 pp walcząc pod Lisowem i Boronowem. Mimo okrążenia wycofały się na pozycję główną pod Częstochową . Walki o Częstochowę były prowadzone z sukcesem, przeciwnikowi zadano duże straty, ale wobec niekorzystnego rozwoju sytuacji na froncie 7 DP zmuszona była w nocy z 1 na 2 września wycofać się z miasta by uniknąć okrążenia. Bilans pierwszego dnia wojny Naczelne Dowództwo, a po latach również historycy ocenili, jako korzystny, gdyż walczące oddziały spełniły powierzone im zadania. Jednak już pierwszego dnia wojny rozpoczął się dramat z brakiem odwodów, szczególnie armii „Kraków” i „Prusy” gdzie mobilizacja i transport wojsk jeszcze trwały.

DRUGI DZIEŃ WOJNY

Tego dnia nastąpiło pogorszenie sytuacji na odcinku frontu Krakowskiej BK. Już o godzinie 5.20 w porannej mgle piechota wroga podeszła pod polskie pozycje, a o godz. 7.00 na Woźniki i Ligotę Woźnicką ruszyło gwałtowne natarcie głównych sił niemieckiej 2 DLek. Do natarcia wyruszyło 60 czołgów ubezpieczonych przez piechotę. Nieprzyjaciel wdarł się w polskie ugrupowanie i doszło do zaciętej walki już w obrębie polskich pozycji. Niemieckie czołgi wtargnęły na Floriańską Górę, bronioną tylko przez jeden szwadron 3 pułku ułanów. Dwa odwodowe szwadrony skutecznie kontratakowały odbierając Floriańską Górę. Żołnierze wykorzystali armatki i karabiny ppanc oraz wiązki granatów ręcznych. Po ciężkiej walce czołgom niemieckim udało się przedrzeć przez stanowiska ułanów, co stworzyło dramatyczną sytuację dla kawalerzystów. Dowódca brygady generał Piasecki zarządził przeciwnatarcie swych odwodów. Do boju ruszyły 1 i 2 szwadron z 3 puł oraz pluton kolarzy z drużyną ckm-ów. Dywizjon kawaleryjski poszedł jak burza. Dowodził nim wypróbowany żołnierz major Jan Zapolski. Ułani z okrzykiem „hurra” ruszyli do ataku na bagnety. Niemcy nie wytrzymali impetu ostrej walki wręcz i wycofali się w popłochu, porzucając ciężką broń. Brygada odskoczyła od nieprzyjaciela, pozostawiając na polu walki około 20 zniszczonych czołgów . Odważne kontrnatarcie uratowało 4 szwadron. Niestety pod Ligotą Woźnicką 8 Pułk Ułanów im. Księcia Józefa Poniatowskiego został zepchnięty falą około 40 czołgów i nieprzyjaciel wtargnął w rejon stanowisk artylerii. Dwa niemieckie czołgi dotarły do stanowiska dowódcy pułku, płk Dunina-Żuchowskiego, który oczekiwał na nie z karabinem w ręku. W tej dramatycznej sytuacji pułk uległ i puścił Niemców na Mzyki i dwór Czarny Las. Około godziny 10.00 Brygada Kawalerii utraciła Woźniki i pod naciskiem wroga rozpoczęła zorganizowany odwrót w kierunku Koziegłowów i Zawiercia. W rejonie lasów markowickich kawalerzyści z trudem odpierali silne ataki lekkiej dywizji wroga. Po 5-godzinnej walce przeważające siły niemieckie nie zdołały rozbić polskiej brygady, jednak w głównym froncie obronnym „Armii Kraków” powstał niebezpieczny wyłom. Nieprzyjacielskie jednostki pancerno-motorowe uzyskały możność działania zarówno na głębokie skrzydło odosobnionej 7 DP jak i przez Siewierz oraz Zawiercie na skrzydło Grupy Operacyjnej „Śląsk”. Jej dowódca generał Sadowski koło południa skierował do Siewierza część 23 Dywizji Piechoty i jedną kompanię kolarzy dla osłony tyłów Grupy Operacyjnej . Do wieczora Krakowska BK została zepchnięta za Wartę w rejon Myszkowa i Mrzygłodu oddalając się jeszcze bardziej od 7 Dywizji Piechoty . W konsekwencji Krakowska BK miała większość sił w rejonie Zawiercia, a luka między jej oddziałami, a 7 dywizją rozszerzyła się do 30 km, potem coraz bardziej rosła. Nieprzyjaciel tj. 2 Dywizja Lekka kierowała się z kierunku zajętych już Żarek na Janów gdzie miała pojawić się 7 DP . Przed zmierzchem odepchnięty został od rzeki batalion ON, znajdujący się na północnym skrzydle Brygady Kawalerii. Niemiecka 2 DLek miała teraz otwartą drogę na Wartę. Wieczorem około godz. 21.00 dowódca Krakowskiej BK otrzymał dwa kolejne rozkazy od dowódcy Armii „Kraków” generała Szyllinga. Według pierwszego miał bronić Zawiercia. Następny rozkaz kierował brygadę w rejon m. Pradła, skąd wspólnie z podporządkowaną generałowi Piaseckiemu 7 DP miała pobić 2 DLek kierującą się z Żarek w kierunku Szczekocin . Niestety wykonanie drugiego z tych rozkazów było spóźnione i niemożliwe do wykonania z powodu uchwycenia i otoczenia przez Niemców 7 DP. Przebieg walk 7 Dywizji Piechoty 2 września początkowo przebiegał w miarę spokojnie. O świcie oddziały dywizji, mimo krytycznej przejściowo sytuacji na pozycjach osłaniających zdołały się stamtąd wycofać i stanąć wraz z resztą sił dywizji do obrony pozycji głównej na przedpolach Częstochowy . Tu znalazły się pod ogniem bomb lotniczych i artylerii. Zestrzelono 6 niemieckich samolotów, a w jednym z nich oficera sztabu niemieckiej 10 Armii, wiozącego rozkazy operacyjne i składzie bojowym tej Armii. Dokumenty te nie trafiły niestety do polskich dowódców, gdyż 7 DP była oskrzydlana od północy i południa. Dywizja przez cały dzień odpierała tylko kilkakrotnie ataki oddziałów rozpoznawczych niemieckiej 14 i 46 Dywizji Piechoty. Dopiero pod wieczór Niemcy przeszli do zdecydowanego natarcia, próbując zniszczyć skrzydła polskiej dywizji. Czwarta niemiecka DP zaatakowała nieoczekiwanie i bardzo gwałtownie południowe skrzydło polskiej dywizji bronione przez 2 batalion 74 pułku piechoty pod Wrzosową. Początkowo zaskoczenie udało się Niemcom, lecz wkrótce opanowano chaos w batalionie polskim i atak piechoty odparto . Jest to potwierdzenie rezultatu wielu podobnych sytuacji kampanii wrześniowej. Tam gdzie zmagała się po obu stronach piechota, Polacy wychodzili zwykle zwycięsko poprzez odwagę, nierzadko brawurę i poświęcenie. Wieczorem odparto dwa silne natarcia na skrzydła 7 DP. Od północy walczono z 1 DPanc od południa z oddziałem niemieckiej 4 DP. Około godz. 20.00 dywizja trzymała się jeszcze na głównej pozycji mając skrzydła zagięte ku Warcie. Dopiero, gdy kolumny czołgów zagroziły jej pełnym okrążeniem, generał Gąsiorowski postanowił opuścić Częstochowę . Wskazany po południu 2 IX kierunek odwrotu dla 7 DP na Koniecpol był już zagrożony w rejonie Mstowa przez broń pancerną. Jedyna chwilowo jeszcze wolna droga prowadziła tylko na Janów, odległy o 30 km od Częstochowy w kierunku Lelowa i Szczekocin . W sobotę 2 września mieszkańcy Szczekocin przygotowywali się do obrony miasta. Kopano rowy także z udziałem Żydów, mimo że szabat zakazywał im wszelkiej pracy. Po południu i wieczorem znaczna część ludności miasta opuszczała swe domy i kryła się po sąsiednich lasach i wioskach. Strach i panika ogarnęły zwłaszcza tych, którzy rozmawiali na drogach z uciekinierami wędrującymi nieraz z całym dobytkiem przez Szczekociny z zachodu na wschód. Opowiadano o okrucieństwie wojsk niemieckich i spalonych gospodarstwach. Wiadomości rozchodziły się szybko. Rzeczywiście sytuacja wojskowa stała się groźna. Okrążenie 7 DP i wycofanie pod Pradła Krakowskiej BK stworzyło wyłom w polskim froncie, przez który szybko ruszyły pancerno-motorowe oddziały wroga.

TRZECI DZIEŃ WOJNY KLĘSKA 7 DYWIZJI PIECHOTY

W niedzielę 3 września w Szczekocinach, dokąd docierały odgłosy artyleryjskich salw spod Częstochowy – pozostali tylko nieliczni. Mieszkańcy pouciekali przede wszystkim do okolicznych wsi – Bógdału, Starzyn, Drużykowej czy Sprowy. Wielu schroniło się także w Gąszczach i lasach na północ od miasta. Wszędzie, byle dalej od szosy Katowice, Częstochowa – Jędrzejów, którą ciągnęła fala uciekinierów a wraz z nią – nie bezpodstawne – pogłoski o okrucieństwie Niemców. Niemal wszyscy dorośli mężczyźni opuścili miasto. Niektórzy w poszukiwaniu polskiego wojska, a inni z powodu rozsiewanych przez uchodźców wieści o masowych aresztowaniach i rozstrzeliwaniach, w czym było dużo prawdy . W nocy z 2 na 3 IX Krakowska BK przegrupowała się do rejonu: Kroczyce-Pradła- Biała Błotna-Nakło. Nie było żadnych wiadomości o losie 7 DP od godz. 20.00 poprzedniego dnia, ani czy rozkaz dalszego marszu bez zatrzymywania się w Janowie został doręczony dowódcy . O świcie 3 września Krakowska BK pułkami ułanów (3 i 8) zajęła stanowiska obronne w rejonie Pradeł, podczas gdy 5 pułk strzelców konnych opóźniał nieprzyjaciela po osi: Żarki, Kotowice, Kroczyce. Przed południem w zdobytym czołgu 2 DLek znaleziono mapę z dwoma kierunkami jej działania: jeden wzdłuż szosy Żarki-Pradła, drugi przez Lelów-Szczekociny. Wobec tego generał Piasecki wysłał zaraz 8 pułk ułanów im. Księcia Józefa Poniatowskiego dowodzony przez płk Dunina-Żuchowskiego z baterią i dywizjonem pancernym z zadaniem zabezpieczenia przepraw przez Pilicę pod Szczekocinami . Nadal Krakowska BK nadal nie miała żadnych wiadomości o 7 DP. Słyszano jedynie huk dział od strony Janowa. O tym, jaki dramat rozgrywał się pod Janowem generał Piasecki dowiedział się dopiero o godzinie 14.00 kiedy Lelów został już zajęty przez Niemców . Los 7 Dywizji Piechoty rozstrzygnął się 3 września, choć początkowo nic nie zapowiadało tragedii. Rankiem po szczęśliwym wycofaniu się z Częstochowy i kilkugodzinnym nocnym 30-40- kilometrowym marszu jednostka ta docierała do miejsca koncentracji tj. Janowa i okolicznych lasów. Niestety jej dowódca zbyt szeroko i zbyt głęboko ugrupował swe wojska. Z tej przyczyny dywizja stoczyła 4 oddzielne walki atakowana ze wszystkich stron . W chwili, gdy 7 DP kończyła ugrupowywać się do obrony około godziny 7.00-8.00 przybył oficer z Krakowskiej BK, doręczając dowódcy dywizji rozkaz o kolejnym wycofaniu się w rejon na północ od Pradeł i współdziałania z Krakowską BK, wycofującą się spod Woźnik za Pilicę. Rozkaz ten dotarł do dywizji zbyt późno, przez co wywołał tylko wielkie zamieszanie w marszrucie oddziałów . Około godziny 8.00 rozbity został słaby już liczebnie II batalion 74 pp na południe od Janowa. Został on zaskoczony, jako straż boczna w marszu przez czołgi 2 i prawdopodobnie 3 Dywizji Lekkiej . O godzinie 10.00 dowódca 7 DP gen. bryg. Gąsiorowski rozłożył w swym miejscu postoju mapy, aby wyznaczyć zadania poszczególnym pułkom. W tym czasie z kierunku Lelowa rozległa się gwałtowna strzelanina. To oddziały niemieckich 2 i 3 Dywizji Lek (dowódca gen. mjr A. Kuntzen) uderzyły od Lelowa i od Żarek na tyły oraz w środek grupującej się w rejonie Olsztyn-Janów - Złoty Potok polskiej dywizji. Podczas ustalania trasy marszu uderzyły niemieckie czołgi niszcząc artylerię i parcelując piechotę na mniejsze części . W zaledwie godzinę działanie wroga doprowadziło do tego, że gen. Gąsiorowski dowodził już tylko 74 odwodowym pułkiem dywizji płk Wilniewicza, kawalerią dywizyjną, dywizjonem ciężkim i jednym dywizjonem pułku artylerii lekkiej. To zgrupowanie zajęło teren wokół Złotego Potoku i broniło się na zachód od tej miejscowości. W zaciętych walkach dywizja swoją artylerią zniszczyła kilkanaście czołgów i samochodów pancernych przeciwnika . Szczęściem dla piechoty była obecność tak silnej artylerii, inaczej nie dałoby się odeprzeć wroga. Niestety dalsze wypadki przypieczętowały tragiczny los 7 Dywizji Piechoty. Około godz. 14 zarządzono atak lasami w kierunku wschodnim w celu przebicia się na Szczekociny. Ten ruch okazał się krwawą katastrofą dla polskich oddziałów. Rozbijane ogniem haubic niemieckich, oddziały 7 dywizji zostały okrążone szczelną zaporą piechoty. Konieczne stało się przebijanie przez pierścień nieprzyjaciela, a to oznaczało kolejne straty. W walkach tych prawie doszczętnie wybito kompanię sztabową i padli w boju niemal wszyscy jej dowódcy . Dwa pułki 25 i 27 stoczyły wczesnym popołudniem dwie oddzielne walki i poważnie rozbite rozpoczęły odwrót w różnych kierunkach każdy na własną rękę. Zgrupowania 27 pp pod dowództwem ppłk B. Panka oraz 25 pp - ppłk A. Świtalskiego, wykrwawione w nocnych bojach, podczas starcia pod Lgotą Gawronną i Drochlinem zostały rozbite . Tylko małe grupki żołnierzy uniknęły niewoli lub śmierci, wśród nich także oficerowie. Dywizja polska została w całości okrążona i uległa przewadze atakujących ze wszystkich stron wojsk niemieckich. Wkrótce Niemcy spotęgowali natarcie wspierane przez czołgi i samochody pancerne. Pomimo skutecznego ognia 7 pal, straty poniesione przez polskie pododdziały okazały się bardzo poważne. Również i Niemcy okupili to zwycięstwo utratą blisko 50 wozów bojowych . Wiele oddziałów zostało rozbitych. Część dywizji z dowódcą 8 pułku wydostała się z okrążenia, część dostała się do niewoli, wielu żołnierzy poniosło śmierć. Dowódca 7 Dywizji Piechoty gen. bryg. Janusz Gąsiorowski wraz ze swoim sztabem dostał się do niewoli. Co gorsze, zachodziło prawdopodobieństwo, że w ręce niemieckie wpadły szyfry, którymi posługiwano się we wzajemnych rozmowach juzowych i radiogramach. To dało Niemcom sporą przewagę w dalszych walkach . Próbę przebicia się przez okrążenie podjął także 74 pp zdziesiątkowany i doświadczony już walką tego dnia z nieprzyjacielem. Natarcie, wspierane przez artylerię, było w początkowej fazie skuteczne. Kawaleria dywizyjna uderzająca z Janowa w kierunku Bystrzanowic spowodowała nawet panikę niemieckiego sztabu 2 Dywizji Lekkiej. Jednakże ogień z broni maszynowej wspierany działami czołgów okazał się decydujący. Zdziesiątkowany 74 pp zmuszony był do pozostania w okrążeniu. Wieczorem oddziały 7 DP podjęły jeszcze jedną próbę wyrwania się z okrążenia dwoma zgrupowaniami . Pierwsze, złożone z części 74 pp, resztek kawalerii dywizyjnej i batalionu saperów pod ogólnym dowództwem płk Wacława Wilniewczyca, zdołało wyrwać się z okrążenia. Pułk ten zdecydował się przebijać w kierunku Pilicy. Udało się to dość licznej grupie żołnierzy pułku i kawalerii dywizyjnej z płk Wilniewczycem i mjr Pelcem na czele. Natomiast druga grupa tego samego pułku natknęła się na silny opór Niemców, została zatrzymana i odrzucona do punktu wyjściowego, przy czym dowodzący nią zastępca dowódcy pułku, ppłk dypl. S. Wilimowski, został ciężko ranny, dostał się do niewoli i wkrótce zmarł w szpitalu niemieckim w Lublińcu . W rezultacie wyżej opisanych walk, w ciągu godzin nocnych i przedpołudnia 4 września 7 DP przestała istnieć . W tym dniu Krakowska Brygada Kawalerii wykonała z rejonu wsi Pradła trzy działania, każde siłą wzmocnionego pułku. Jeden pułk opóźniał od zachodu część 3 DLek. Drugi z nich (8 puł) został skierowany dla utrzymania przeprawy przez Pilicę pod Szczekocinami ale został odrzucony za rzekę. Trzeci wyruszył w szyku pieszym dopiero po zmierzchu na pomoc 7 DP, lecz zawrócił wywołując nocnymi uderzeniami tylko zamieszanie u Niemców. Po północy znalazł się na stanowiskach wyjściowych. Była jeszcze czwarta walka w okolicy Lelowa, stoczona przez samotny batalion ON, odrzucony poprzedniego wieczora od brygady. Batalion przebił się przez linie niemieckie, lecz gdy nie udało się z nikim nawiązać łączności został przez dowódcę rozwiązany .

WALKI O SZCZEKOCINY

Szczegółowe działania jednostek Krakowskiej BK w dniu 3 IX przedstawiono poniżej, choć historycy różnią się w opisie całodziennych i nocnych (z 3/4 IX) walk o miasto Szczekociny. Wynika to z szybkich zmian operacji poszczególnych jednostek tak polskiej brygady kawalerii jak i działań niemieckich wojsk pancernych. Po otrzymaniu informacji, że 7 DP broni się resztkami sił, a Lelów został zajęty dowódca Krakowskiej Brygady Kawalerii generał Piasecki rzucił 3 pułk ułanów w ogólnym kierunku na Nakło-Szczekociny, licząc, że swoim ruchem ku północy odciąży dywizję piechoty. Do przejściowej obrony Pradeł pozostawił jedynie 5 pułk strzelców konnych, z tym, że następnie przejdzie on do Rokitna w celu osłony Szczekocin od południowego zachodu. Po przegrupowaniu się dowództwa brygady kawalerii i 3 pułku ułanów (płk Chmielewskiego) do Zawady, otrzymano wiadomość, że w Szczekocinach są już Niemcy . Na przedpolach Szczekocin zacięty opór siłom niemieckim stawił 8 pułk ułanów. Kiedy kawalerzyści osiągnęli miasto, po dotarciu do rozwidlenia dróg z Katowic i Częstochowy zaczęli zajmować pozycje obronne. Obsadzili dwa bardzo ważne punkty. Oprócz rozwidlenia dróg także most na Krztyni na szosie do Lelowa. Ułani nie mieli pojęcia, że przeciwko nim od wschodu (sic !) pędzi już niemiecki zagon motocyklowy wsparty zwiadowczymi samochodami pancernymi. Zaskoczenie kawalerzystów było ogromne, gdy dostali ostrzał od wschodu z pojazdów, którymi hitlerowcy zwiadowcy – po rozpoznaniu przeprawy przez Pilicę wracali od Rynku obecną ulicą Śląską do głównych sił 2 DLek ciągnącej, po rozbiciu 7 Dywizji Piechoty od Janowa przez Lelów, Nakło na Szczekociny. Dla uczestnika tych walk – wówczas podchorążego Leona Zająca był to prawdziwy szok . Niemcy, także zaskoczeni, nie podjęli walki. Ich tankietki po krótkiej wymianie ognia odjechały w kierunku Tęgoborza. Skierowano za nimi cekaemistów, którzy zajęli pozycje na obecnej ulicy Lelowskiej, przed i za mostkiem na Krztyni. Zaczęli oni ostrzał szosy w kierunku na Nakło, ale wkrótce wyparł ich stamtąd silny ogień artyleryjski i powrócili do sił głównych pułku na rozwidlenie dróg . W tym samym czasie drogą ku Szczekocinom toczyła się szpica pancerna 2 niemieckiej Dywizji Lekkiej. Do zetknięcia się wojsk doszło tuż pod Szczekocinami, gdzie 2 szwadron rtm Szawłowskiego spędził szpicę niemiecką z drogi, jednocześnie osiągając zachodni wylot miasta. Wojskom polskim udało się odrzucić Niemców i zorganizować przyczółek mostowy. W tym samym czasie 4 szwadron rtm Matuszka dotarł do odległego na 7 km na zachód Nakła i nieoczekiwanie został zaatakowany przez wycofujące się samochody pancerne nieprzyjaciela. Zostały one spędzone ogniem działka ppanc, jednak już wówczas od zachodu nadciągnęły kolejne siły wroga. Mimo zorganizowania zapory ogniowej na czołgi przez rtm Matuszka przez rozwinięcie rusznic ppanc. i erkaemów jedyne działko szwadronu zostało przedwcześnie cofnięte w kierunku miasta, przez co zapora utrzymała się tylko do godz. 17. Pod naporem przeważających sił pancerno-motorowych nieprzyjaciela szwadron zmuszony został do wycofania się w kierunku południowym na Siedliska i Grabiec. Nie zdoławszy przedostać się do głównych sił 8 pułku przed jego wycofaniem się ze Szczekocin przeszedł Pilicę pod Obiechowem na południe od Szczekocin . Pod wieczór widoczna była łuna pożaru nad Szczekocinami. To artyleria Niemców przygotowywała teren pod uderzenie. Jednak zajmujący miasteczko Polacy trzymali się bardzo mocno. Przy trzech atakach 2 szwadron 8 pułku odrzucił dwukrotnie szturmujących Niemców na bagnety. Mimo to sytuacja zmieniała się na coraz bardziej niekorzystną, tak, że już o 18 trzeba było się cofnąć po rozkazie opuszczenia miasta. Szwadrony musiały przebijać się przez patrole niemieckie. Po tej akcji nowa linia obrony została zorganizowana już na wschód od miasta . Po przegrupowaniu się dowództwa brygady kawalerii i 3 pułku do Zawady, pułk ten o zmroku ruszył w szyku pieszym na północ. Otrzymano wiadomość, że w Szczekocinach są już Niemcy, a 8 pułk ułanów wycofał się w kierunku wschodnim. Do pomocy wysłano mu na pomoc 3 pułk ułanów, niestety nie był on w stanie nawiązać kontaktu z 8 pułkiem i z towarzyszącymi mu oddziałami. Wówczas generał Piasecki wydał 3 pułkowi rozkaz uderzenia na tyły Niemców znajdujących się w miasteczku, licząc, że uderzeniem tym powstrzyma ich działania i wywoła zamieszanie. Pułk miał następnie przejść do Rokitna, gdzie generał Piasecki zamierzał zebrać gros swojej brygady. Wykonując to zadanie 3 pułk ułanów podszedł pod Szczekociny, zaatakował osłonę budowanego przez Niemców mostu, rozproszył ją i zniszczył kilka czołgów i samochodów osobowych prawdopodobnie ze sztabu 2 Dywizji Lekkiej. Kiedy zorientowano się, że w Szczekocinach są większe siły, 3 pułk wycofał się do Rokitna . Niemcy już opanowali przeprawę i brygada wśród dramatycznych okoliczności przekroczyła w nocy Pilicę. Wycofującym się wojskom polskim udało się zniszczyć most na Pilicy, jednak Niemcy bardzo szybko postawili most zastępczy. Kiedy ułani wycofywali się wieczorem otaczały ich zewsząd płomienie palących się zabudowań. Płonęła obecna Lelowska, Śląska, Rynek i niemal całe Zarzecze. Pchor. Leon Zając wspomina, że kiedy wieczorem wycofywali się na wschód ze wszystkich stron mieli płomienie, których żar aż palił w twarze . Nikt ich nie ścigał. W nocy starego typu czołgi były „ślepe”, toteż nocą Niemcy zwykle nie walczyli. Krakowska Brygada Kawalerii musiała się cofnąć za Pilicę i podjąć swe pierwotne zadanie osłony armii „Kraków” na linii Jędrzejów - Chmielnik. Ułani odeszli w kierunku wsi Goleniów i dalej szosą na Sędziszów. Na drodze Szczekociny-Jędrzejów panował wielki ruch samochodów pancernych i czołgów nieprzyjaciela. Walki w obronie Szczekocin trwały całą niedzielę i noc po niej. Zagony Niemców nie zostały zatrzymane . Dowódca 8 pułku chciał zorganizować nową linię obrony na wschód od dotychczasowej. Niestety po fiasku tych planów samowolnie wycofał się całością sił w kierunku Gór Świętokrzyskich, tracąc kontakt z resztą Krakowskiej BK. Jak się okaże później, w tej wojnie już go nie odzyskał. Brygada straciła około 30 % swej siły bojowej. Wraz z 8 pułkiem wycofała się: 1 bateria 5 dak, bateria przeciwlotnicza i 51 dywizjon pancerny . Następnego dnia - w poniedziałek 4 września pierwsi mieszkańcy Szczekocin zaczęli powracać do niemal całkowicie spalonego miasteczka. Dla Żydów stanowiących około połowę ludności utworzono getto. Ich los był tragiczny bowiem 20 września 1942 roku zostali zapędzeni do Sędziszowa, a dalej pociągiem odbyli ostatnią podróż w życiu do obozu Treblinka .

ŚWIADKOWIE DRAMATU

Pierwsze dni wojny głęboko zapadły w pamięć nielicznym pozostałym na miejscu mieszkańcom Szczekocin. Kazimiera Dobrzyniewicz zrelacjonowała, że w niedzielę 3 września o godzinie wpół do drugiej po południu nadleciał samolot i zrzucił 3 bomby na miasteczko. Pierwsza bomba zapalająca spadła na księgarnię, której była właścicielką. Oczywiście budynek spalił się doszczętnie. Druga bomba spadła na plebanię, a trzecia na szkołę podstawową. We wtorek księgarnia zapaliła się drugi raz. Została podpalona przez Niemców. Jak się okazało żołdacy chodzili po ulicach i podpalali budynki, żeby wszystko zniszczyć. Zdaniem Autorki wspomnień był to odwet za zastrzelenie przez kawalerzystów niemieckiego dowódcy. Niemcy mścili się na całym miasteczku podkładając ogień na ocalałych budynkach. Potem zabrali się za piwnice żydowskie, w których Żydzi chowali swoje majątki. Sięgnęli po nie Polacy rabując, co się da. To niechlubne zachowanie szabrowników Niemcy skwapliwie fotografowali . Zygmunt Faryś wspomina, że Szczekociny zaczęły się palić trzeciego września. Wojsko niemieckie jechało i podpalało budynki. On sam uciekł z rodziną do Gąszczów. Opisuje zajęte miasteczko w poniedziałek. Żandarmi niemieccy chodzili od domu do domu wyganiając mieszkańców. Kto uciekał strzelali do niego serią. Opisuje spalony Rynek i Zarzecze od Ćwiczeniówki do Banku. Zostało kilka domów przy ulicy Żeromskiego (numery 4, 6, 58), Paderewskiego (37, 39) i kapliczka . Zygmunt Fortunka ocenia, że Szczekociny zostały zniszczone w 80%. Wymienia tylko 4 domy, jakie zostały całe. Bardzo wymownie określa Szczekociny Czesław Orliński nazywając je miasto-widmo. Twierdzi, że to nawet nie było miasto tylko pogorzelisko. Pozostały gruzy i kikuty kominów . Stefan Bajor, jako dziecko uciekał z rodziną do Tarnawej Góry ze skromnymi rzeczami, które udało się w pośpiechu załadować na furmankę. Po drodze kryli się pod drzewami z obawy przed samolotami zrzucającymi bomby. Z Tarnawej Góry oglądał jak Niemcy palili Szczekociny, co wyglądało jak jedno wielkie ognisko. Ocenia on, że w pierwszych dniach wojny 80% Szczekocin zostało spalonych . Fot.1.Spalone Szczekociny – zdjęcie lotnicze z 1939 roku Źródło: http://www.sztetl.org.pl/pl/article/szczekociny/3,historia-miejscowosci/, stan na 16.04.2015 r. Fot.2. Spalony Rynek Źródło: http://www.sztetl.org.pl/pl/article/szczekociny/3,historia-miejscowosci/, stan na 16.04.2015 r.

OCENA DZIAŁAŃ OBRONNYCH SZCZEKOCIN

Cały dramat Szczekocin rozegrał się w ciągu pierwszych trzech dniach wojny. O tragicznym losie miasta zadecydował wymuszony sytuacją odwrót najważniejszej polskiej Armii „Kraków”, do roli, której należało tworzenie „zawiasów” dla pozostałych armii by mogły odejść za linię Wisły i Narwi. Niestety północne skrzydło armii „Kraków” tworzyły dość słabe jednostki: jedna dywizja piechoty z chorym dowódcą i jedna brygada kawalerii. Przeciwko nim agresor wystawił dwie dywizje lekkie tylko z nazwy. Faktycznie były to wojska pancerne i zmotoryzowane. Niemieckie dlek Panzer Leichte-Divisonen, dokładnie tłumaczone jako "pancerne dywizje szybkie" były groźniejsze we wrześniu 1939 roku niż klasyczne dywizje pancerne. Ich praktyczne wyposażenie obejmowało 73-190 czołgów, 38-76 samochodów pancernych, 24 haubice polowe, 6-10 dział piechoty, 18-30 moździerzy, 21-45 granatników, 48-51 dział ppanc, 12 armat plot, 158-270 karabinów maszynowych, 600 samochodów osobowych, 1370 ciężarowych i 1100 motocykli. Wartościując siłę bojową jednostek Niemieckich należy brać pod uwagę typ posiadanych na stanie pojazdów. I tak 1 Dywizja Lekka posiadająca na stanie 106 czołgów PzKpfw 35(t) była jednostką silniejszą w porównaniu z dywizją pancerną uzbrojoną głównie w PzKpfw II i PzKpfw I, natomiast 3 dywizja lekka posiadała 59 wozów PzKpfw 38(t) Ausf. A. Uzbrojenie i rozmieszczenie dywizji lekkich i dywizji pancernych było skoordynowane z zadaniami, jakie przewidziano dla nich w operacji inwazyjnej . Opanowanie Szczekocin i mostów na Żebrówce, Krztyni i Pilicy było dla Niemców szczególnie ważne. Wojska zmotoryzowane najlepiej poruszały się po szosach, a właśnie przez Szczekociny wiodła najkrótsza droga ze Śląska do centralnej Polski. Dramatem dla miasta było jego niekorzystne położenie w planie obronnym Polski. Po prostu za jednostkami przygranicznymi nie było polskiego wojska. Stąd już po wybuchu wojny dość kuriozalnie było pytanie szefa sztabu Naczelnego Wodza (generała Stachiewicza) skierowane do dowódcy Armii „Kraków”, dlaczego nie ma on odwodów. To nie generał Szylling planował rozmieszczenie wojsk tylko Sztab Główny i to w wielkiej tajemnicy przed swoimi dowódcami armii. Ciężar walki obronnej o Szczekociny i przeprawę przez Pilicę wzięła na siebie Krakowska Brygada Kawalerii. Składała się ona z 3 pułków kawalerii, batalionu strzelców, dywizjonu artylerii konnej i dywizjonu pancernego ze szwadronami samochodów pancernych i czołgów rozpoznawczych TK, pionierów, kolarzy i dwóch baterii przeciwlotniczych (w sumie 4 arm. 40 mm). Uzbrojenie 3-pułkowej brygady znacznie odbiegało od niemieckiej dywizji lekkiej. Były to: ckm -81, rkm – 80, moździerzy 81 mm -2, armaty 75 mm -12, działek plot. 40 mm -2 lub 4, działek ppanc., 37 mm – 14, kb ppanc. – 66, granatników 50 mm – 9. Wymienione czołgi rozpoznawcze TK nie można uznawać za prawdziwe czołgi, gdyż faktycznie nie chroniły one przed żadną bronią przeciwpancerną. Nazywano je popularnie „tankietkami”. Zadaniem głównym jazdy polskiej było opóźnianie i powstrzymywanie związków pancernych wroga w walce pieszej, ochrona walczącej piechoty oraz rozpoznawanie kierunków działania nieprzyjaciela . Te zadania brygada kawalerii spełniała bardzo dobrze i Niemcy czuli przed nią respekt. Żołnierze byli dobrzy, główny trzon jazdy stanowili synowie chłopscy otrzaskani z końmi, dobrze wyszkoleni, twardzi i nieustępliwi. Tak też walczyli ułani Krakowskiej Brygady Kawalerii. Nie wolno zapomnieć o ich daninie krwi i męstwie młodym pokoleniom. Najbliższa Szczekocinom Krakowska Brygada Kawalerii dzielnie stawiała opór Niemcom od granicy do rzeki Pilicy. Pierwszego i drugiego września walczyła na miarę swych możliwości opóźniając pancerne zagony agresora. Ułani walczyli dzielnie z przeważającymi siłami wroga. 3 pułk pogonił sztab 2 DLek i w całodziennym boju udało mu się utrzymać do wieczora przeprawę na Pilicy. Zaciekle bronił Szczekocin 8 p.u. płk Dunina-Żuchowskiego ale w końcu uległ przeważającym siłom wroga. Najbardziej uporczywe walki toczyły się na zachodnim skraju miasta przy moście na Krztyni na szosie do Lelowa i rozwidleniu dróg na Lelów i Zawiercie. Na wyróżnienie zasługują dowódcy dwóch szwadronów. 2 szwadron rtm Szawłowskiego zdobył zachodnią część miasta i zorganizował przyczółek mostowy. 4 szwadron rtm Matuszka doszedł do Nakła, gdzie stoczył walkę z oddziałem pancernym wroga . Dowódca Krakowskiej BK generał bryg. Zygmunt Piasecki zasługuje szczególnie na uznanie. Swoim wojskiem dowodził bardzo dobrze, zręcznie opóźniając natarcie pancernej dywizji inwazyjnej jaką była 2DLek. Wycofał się za Szczekociny po całodziennym i nocnym boju wskutek miażdżącej przewagi nieprzyjaciela i braku kontaktu z 7 DP, co obciąża wyłącznie sztab tej dywizji. Po ciężkich bojach pod Szczekocinami Krakowska Brygada Kawalerii została zmuszona do szybkiego wycofania się w kierunku Jędrzejowa i Pińczowa. Niestety Brygada została osłabiona o 30 % swej siły wskutek samowolnego oddalenia się 8 pułku, a wraz z nim: 1 baterii 5 dak, baterii plot brygady i 51 dywizjonu pancernego. Oddziały te odeszły w kierunku Kielc, co zdaniem dowódcy brygady generała Piaseckiego było samowolą niczym nie uzasadnioną . Nazwał on delikatnie to zdarzenie „odśrodkowym odwrotem”, ale faktycznie była to ucieczka od macierzystej jednostki i zasługiwała na sąd polowy. W niemieckim Wermachcie dowódca zapłaciłby życiem za taką samowolę, (zwłaszcza na froncie wschodnim) i to nawet wtedy, jeśli odwrót byłby taktycznie uzasadniony. Dla dowódcy 8 pułku ułanów nie było żadnego usprawiedliwienia. W czasie „odwrotu” jego pułk został rozparcelowany na mniejsze jednostki, które rozproszyły się w różnych kierunkach, głównie na północ i wschód . Niestety nie był to odosobniony przypadek podczas kampanii wrześniowej w wojsku polskim o czym wspominam w ostatnim rozdziale. Ocena dowodzenia drugą wielką jednostką w pobliżu Szczekocin tj. 7 Dywizją Piechoty budzi wiele zastrzeżeń. Wydaje się pewne, że dowódca tej dywizji nie powinien znaleźć się na polu bitwy tylko dojść do pełni sił w szpitalu czy poza nim. Całkowita klęska tej jednostki wynikała nie tylko ze słabego dowodzenia przez chorego dowódcę gen. bryg. Janusza Gąsiorowskiego (został on zastąpiony przez gen. Piaseckiego, ale na skuteczną obronę było już za późno) ale i z wielkiej dysproporcji sił. Zaraz po opuszczeniu Częstochowy (2 września) 7DP została otoczona i 4 IX i ginęła samotnie. Płk dypl. Marian Porwit w swojej doskonałej monografii działań obronnych 1939 roku scharakteryzował ugrupowania dywizji, jako mało zwarte nawet przeciwko niemieckiemu korpusowi, a cóż dopiero, gdy pojawiły się z boku i od tyłu pancerne dywizje lekkie. Stawia zarzut dowódcy dywizji, że nie zastosował taktyki „jeża”, umożliwiającego współdziałanie artylerii i odwodów. W sztabie tej dywizji nie było dążenia do skupienia wysiłków. Krwawe działania dwóch batalionów 74 pp dałyby inny rezultat, gdyby był skierowany we wprost przeciwnym kierunku na Janów, ku najbliższemu czołowemu pułkowi, albo w kierunku na Pradła ku Krakowskiej BK . Żołnierze stawiali opór krótko, by potem już w rozproszeniu szukać schronienia w lasach janowskich i rejonie Złotego Potoku. Polska dywizja została zniszczona, a jej dowódca i ważne szyfry wpadły w ręce niemieckie. Interesujące są uwagi o działaniach 7 DP przekazane przez porucznika M. Chełmińskiego, dowódcy kompanii ppanc 27 pp. Pisze on „…odnoszę wrażenie, że 7 DP nie została pobita, a raczej rozeszła się wskutek złego dowodzenia i braku zaopatrzenia…” I dalej …”nie zastosowała ona żadnych środków łączności, co było powodem opuszczania przez dowódców swoich oddziałów w celu nawiązania łączności z wyższym przełożonym. Na ogół nie dołączali już oni na skutek pogubienia się do swych oddziałów, a te pozostawały bez dowódców” . Relacja ta jest wiarygodna biorąc pod uwagę brak kontaktu 7 DP z Krakowską BK. Pozostałe po bitwie oddziały 7 DP uciekały na własną rękę tocząc później potyczki w rejonie Kielc, Końskich, Solca i Ciepielowa. Ocena działań 7 DP nie może być tylko wielką krytyką. Odbiega od niej relacja oficera niemieckiego z 2 DL ”…bój pod Janowem i Lelowem był wcale nieprzyjemny; sztab dywizji w Lelowie, o mało nie został zagarnięty przez polską kawalerię uderzającą z Janowa”. Gros sił 2 dywizji lekkiej było zajęte walką w rejonie Janów-Lelów przez cały dzień 3 września i do południa 4 września, tak, że dopiero 4 września w południe poszła ona na Szczekociny . Jak wynika z trzydniowego opisu walk od pierwszych godzin wojny Armia " Kraków" znalazła się w bardzo trudnym położeniu. Oskrzydlona od południa, naciskana ze wszystkich stron przez zagony pancerne wroga, rozpoczęła zdecydowany odwrót na wschód. Dowództwo armii starało się rozpoznać kierunki uderzeń i zorganizować drugą linię obronną. Najważniejsze było zatrzymanie lub przynajmniej opóźnienie szpic pancernych. Dnia 2 września generał Szylling po kilku rozmowach z Naczelnym Wodzem sugerował wycofanie Armii „Kraków” na wschód, aby zapobiec jej okrążeniu przez nieprzyjaciela. Dla Naczelnego Wodza była to niezwykle trudna decyzja gdyż jak wspomniano wcześniej w ogólnym planie obrony Armia „Kraków” miała pełnić rolę „zawiasów”, aby umożliwić bezpieczne wycofanie się pozostałych armii na linię Wisła-San. Przerwanie frontu na styku armii „Kraków” i „Łódź”, a następnie zupełna klęska odwodowej armii „Prusy” miały przesądzić o tragicznej sytuacji wojska polskiego. Decyzja o odwrocie armii „Kraków”, choć w pełni uzasadniona sytuacją strategiczną miała istotną wadę. Dopóki żołnierz trwał na ufortyfikowanych pozycjach prowadził w miarę wyrównaną walkę z silniejszym wrogiem. Rozkaz odwrotu działał na żołnierzy deprymująco i zmniejszał siłę jednostek armii. W nocy odbywały się forsowne marsze przez zatłoczone uciekinierami cywilnymi drogi, w dzień jedyną ochronę przed lotnictwem stanowiły lasy. Brak wypoczynku i ciepłej strawy osłabiał dodatkowo cofające się wojska. Żołnierze byli bezbronni wobec podpalanych wsi i bandyckich nalotów niemieckich sztukasów z syrenami na samolotach i specjalnych bombach, które swym wyciem powodowały nierzadko panikę i rozproszenie oddziałów. Niestety na skutek przygniatającej przewagi nieprzyjaciela decyzja o odwrocie była konieczna, choć odwlekana przez Naczelnego Wodza. Konsekwencją pozostania 3 września w obronie na miejscu byłoby otoczenie prawie wszystkich dywizji, a tym samym kompletne zniszczenie armii „Kraków”. Zasługą generała Szyllinga był w miarę uporządkowany odwrót większości dywizji aż na Lubelszczyznę bez większych strat i zgodnie z rozkazami Naczelnego Wodza.

PODSUMOWANIE PRZYCZYN WRZEŚNIOWEJ KLĘSKI POLSKIEJ ARMII

Przewodnią idea agresora niemieckiego (nazwanego planem Fall Weiss) było zamknięcie polskich wojsk w kotle by nie dopuścić ucieczki za linię Wisły. Stąd też przygotowano dwa główne kierunki uderzenia. Od północy był to atak z zachodu na „korytarz pomorski” i z północy (Prusy Wschodnie) w kierunku Warszawy i Brześcia (Grupa Armii Północ). Z południowego zachodu 3 armie - 8, 10 i 14 (Grupa Armii Południe) kierowały główną pięść agresji w rejon Częstochowy a dalej w centrum Polski. Większość wojska polskiego miała zginąć okrążona, z odciętym odwrotem za Wisłę i San. Polskie Naczelne Dowództwo zdawało sobie sprawę z ogromnej przewagi wroga, stąd w koncepcji obronnej założono właściwie bitwy graniczne i opóźniające tak by dać czas sojusznikom z zachodu (Anglii i Francji) na przyjście z odsieczą. Plan ten niestety okazał się pobożnym życzeniem. Sojusznicy zawiedli całkowicie, a 17 IX bolszewicy ze wschodu zaskakującą agresją wbili Polsce „nóż w plecy”. Koncepcja liniowej obrony granic miała dwie zasadnicze wady. Ogromna długość granic rozciągała broniące się dywizje na kilkadziesiąt kilometrów (50-70), choć według aktualnej sztuki wojennej powinny one bronić odcinka o szerokości do 8 km. Ponadto zabrakło czasu i wojska na skuteczne odwody. Fortyfikacji stałych nie ukończono na czas, a upalne lato sprawiło, że nawet duże rzeki nie stanowiły przeszkody dla pojazdów pancernych. Słoneczna pogoda dawała niemieckiemu lotnictwu pole do bandyckich nalotów na ludność cywilną i zabudowania. Wojska pancerne z łatwością rozrywały polskie dywizje piechoty i wkraczały głęboko w pozbawione obrony tereny. Niemcom praktycznie cały czas sprzyjały warunki pogodowe umożliwiający im w pełni wykorzystanie lotnictwa i wojsk pancernych, a więc tym rodzajom broni, w których przewaga nad Polską była największa i siała ogromne spustoszenia. Rozbite w bezpośrednim uderzeniu polskie dywizje szybko znalazły się na tyłach wroga. By nie dopuścić do znalezienia się w kotłach żołnierze zmuszeni byli odchodzić od granic maszerując głównie nocą a w dzień toczyły nierówne potyczki i boje pod stałym zagrożeniem niemieckiego lotnictwa. W rezultacie bitwa graniczna powstrzymywała agresora tylko pierwszy dzień wojny, gdzie w kilku miejscach (Mława, Mokra, Westerplatte) Polacy mogli mówić nawet o zwycięstwach nad wrogiem. Niestety skuteczny opór stawiano jedynie w rejonach umocnionych i przygotowanych do obrony. Póki żołnierz siedział w okopach na przygotowanych pozycjach miał szansę walki skutecznej i wykorzystywał ją. Gdy jednak zagrożony okrążeniem opuszczał przygotowane pozycje natychmiast jego szanse malały katastrofalnie. Podejmując jakikolwiek ruch, z miejsca przegrywał i na szybkości i na zmęczeniu. Miażdżąca przewaga wroga w powietrzu była tysiąckroć groźniejsza dla bezbronnych tłumów cywilów niż dla żołnierza na pozycji. Artyleria polska ze względu na brak ciężkiego i dalekosiężnego sprzętu nie stanowiła uniwersalnej siły ogniowej zdolnej do wykonania zadań nowoczesnej wojny. Słabe lotnictwo i broń pancerna (dwie brygady w tym jedna jeszcze na etapie organizacji) nie odegrały w tej kampanii dużej roli, choć 10 brygada pancerna generała Maczka walczyła wzorowo opóźniając przeważające siły pancerne wroga. W konsekwencji prawie na całej linii frontu można było mówić albo o opóźnianiu natarcia albo o cofaniu się przechodzącym czasem w paniczną ucieczkę. Na początku wojny nikt nie czuł się pewnie, wobec działających w ukryciu szpiegów i dywersantów. Była to tzw. V kolumna złożona z mniejszości niemieckiej. Siała ona panikę u cywilów, a także często przesadną tajemnicę w wojsku. Prócz działania psychologicznego dywersanci naprowadzali jednostki polowe i lotnicze na konkretne cele, podejmowali działania dezinformacyjne, niszczyli sieć telefoniczną oraz urządzenia kolejowe. Przyłapani na gorącym uczynku byli przeważnie rozstrzeliwani bez sądu i śledztwa, co prowadziło nieraz do tragicznych pomyłek. Na koniec trzeba podkreślić słabość w dowodzeniu, zwłaszcza na najwyższym szczeblu. Skrajną nieudolność wykazał generał Dąb-Biernacki, dowódca odwodowej Armii „Prusy”. Doprowadził on do całkowitego rozbicia armii, chaosu i na darmo przelanej krwi swojego wojska. W ocenie płk. Stanisława Kopańskiego Dąb-Biernacki „Nie miał zdolności operacyjnych ani wykształcenia w tej dziedzinie. Nie miał też praktyki dowodzenia na tym szczeblu oraz współpracy ze swym sztabem w polu. Był złym wychowawcą oficerów. Bagatelizował wartość broni pancernej” . Zamiast degradacji bądź sądu polowego (czego domagał się generał Władysław Sikorski z Francji) Naczelny Wódz ustanowił go 10 IX dowódcą tzw. Frontu Północnego. Całe armie porzucili generałowie Rommel A. „Łódź” i Fabrycy A. „Karpaty”. Wreszcie całe walczące jeszcze wojska polskie opuścił Naczelny Wódz marszałek Edward Śmigły-Rydz. Nie dość, że jako naczelny wódz nie sprawdził się w dowodzeniu operacyjnym, wydał dziwaczny rozkaz „z bolszewikami nie walczyć”, sam dał fatalny podczas tej wojny przykład porzucenia swoich wojsk. Wieczorem 17 września naczelne dowództwo wyjechało do Kosowa, a w dniu 18 IX o godz. 4.00 Rydz-Śmigły ze sztabem przekroczył granicę rumuńską . W tłoku przed granicą działy się dantejskie sceny. Urzędnicy wojskowi i cywilni, różni dygnitarze z całymi rodzinami tłoczyli się w korkach przed granicznymi mostami w Zaleszczykach i Kutach. Wielu oficerów widząc tę haniebną ucieczkę popełniało samobójstwo z rozpaczy . Braki łączności i wiedzy dowódców o zadaniach sąsiednich dywizji (obsesja tajemnicy wojskowej) sprawiał, że od początku Kampanii stopniowo w walki obronne wkradał się chaos. Niestety już koło 20 września można było mówić o klęsce wojsk polskich, co było szokiem tak dla żołnierzy jak i dla ludności cywilnej karmionej przed wojną optymistyczną ale fałszywą propagandą. Autor monografii wojny obronnej w 1939 roku płk dypl. Marian Porwit podsumowując ocenę działań Kampanii Wrześniowej nazwał ją „klęską druzgocącą”. Porażka była nieunikniona ale dowodzenie Wodza Naczelnego nie wykorzystało wartości bojowej jednostek do na tyle skupionych wysiłków, by skuteczniej oparły się dążeniom Niemców do podzielenia polskich sił na części i oddzielnego ich niszczenia .

Rozwinięcia niektórych skrótów

BK – brygada kawalerii (określona) bk – brygada kawalerii (ogólnie) ckm – ciężki karabin maszynowy DP – dywizja piechoty (określona) dak – dywizjon artylerii konnej dp - dywizja piechoty (ogólnie) DLek – dywizja lekka DPanc – dywizja pancerna dypl. – dyplomowany gen. kaw. – generał kawalerii gen. mjr – generał major gen. piech. – generał piechoty kb ppanc- karabin przeciwpancerny wzór 35 m. – miejscowość ON - obrony narodowej (batalion) pal – pułk artylerii lekkiej plot - przeciwlotniczy pp – pułk piechoty ppanc – przeciwpancerny puł – pułk ułanów rkm – ręczny karabin maszynowy rtm – rotmistrz TK –lekki bezwieżowy czołg rozpoznawczy zwany „tankietką”

The drama of Szczekociny resulted from an unfortunate location in relation to the forces of Krakow Army. The closest units were grouped along the border with Germany: the Krakow Cavalry Brigade (commanded by Gen. Zygmunt Piasecki) from the west and the7th Infantry Division (commanded by Gen. Janusz Gasiorowski ) from the north-west, both 60-70 km away from the town .Regrettably, the road towards Szczekociny, a strategically important crossing across the Pilica river, was unprotected. Besides, no military reserves were pre-scheduled. Due to aforesaid circumstances, the breach of the border troops let the Germans advance into central Poland. For the first two days of September the inhabitants of Szczekociny were not exposed to any direct hostilities. However, majority of them on carts loaded with food supplies and basic utensils escaped into the nearby villages (Bógdał, Goleniowy, Drużykowa, Sprowa, Tarnawa Góra) or woods (Gąszcze). On Sunday, September 3, those few who dared to stay, mostly Jews, hid in the cellars of brick houses. The weaknesses of the Polish defense were instantaneously identified by the German forces. Poorly commanded the 7th Infantry Division was completely shattered on September 3 in the area of Janów-Złoty Potok by the 2nd and 3rd Armoured Light Divisions and the 4th Infantry Division. Disorganized Polish troops retreated to the surrounding woods. Sadly, not many of the soldiers managed to break through the encirclement ring. Neither a belated change of a diseased commander nor the support of the Krakow Cavalry Brigade could longer prevent the defeat. A part of the German 2nd Light Division took the road from Janów via Lelów and Nakło towards Szczekociny. From September 1, the Krakow Cavalry Brigade battled with the majority of the German 2nd Light Division. Targeted at delaying the German forces, they reached Pradła village at dawn, September 3. The defense of Szczekociny and the Pilica river crossings was commended to the 8th Poniatowski Lancers Regiment (commander Col. Dunin-Żuchowski),one battery and one armoured squadron. The main defensive positions were formed on the branching of the roads towards Katowice and Czestochowa and on the bridge of the Krztynia river on the road to Lelów. The view of the German reconnaissance troops returning from the recognition of the Pilica river from the east, along Sląska street overwhelmed the Poles completely. A fierce struggle for the town began, the 8th Regiment and the 3rd Lancers Regiment under Colonel Chmielewski, sent as relief, fought valiantly . The town was cannonaded with artillery fire and air bombs, a lot of houses, mainly wooden, were on fire. Consequently, the destruction of Szczekociny is estimated at 70-80%. Luckily, the population suffered minor losses due to the early escape. At 5 p.m. the Polish units were ordered to withdraw to the east of the town. The lancers forced their way through the roaring fire. The heroic cavalrymen from the 3rd Regiment scattered the German guards securing the building of a bridge over the Pilica river and destroyed several tanks and staff cars. After a bitter battle the Krakow Cavalry Brigade was forced to withdraw hastily towards Jędrzejów and Pińczów, losing 30% of the forces. The 8th Regiment altogether with an armored squadron and anti-aircraft battery lawlessly retreated northwards, casting a shadow on the heroism of the soldiers from this regiment. In the morning, September 4, the Germans intruded in Szczekociny, what for the city dwellers meant the beginning of the painful and lengthy occupation.

 

 

 

 

Rafał Podsiadło

SZCZEKOCINY 1944/45

Linia niemieckich fortyfikacji Stellung a2 i jej przebieg przez Szczekociny W połowie roku 1944r. nastąpiło ustabilizowanie frontu na rzekach Wiśle i Sanie. Armia Czerwona w tym czasie nie prowadziła już działań zaczepnych a jedynie walki o utrzymanie zajętych przyczółków. Czerwonoarmiści szybko i zdecydowanie zmierzali ku granicom III Rzeszy. Generał Heinz Guderian opracował plan rozbudowy kilku linii obronnych na terenie obecnych ziem polskich. Linie te otrzymały odpowiednie oznaczenia i rozpoczęła się budowa fortyfikacji. W początkowym okresie budowano rowy przeciwczołgowe, pozycje ziemne dla piechoty oraz schrony o konstrukcji drewniano-ziemnej. W późniejszym czasie, gdy tylko czas na to pozwalał, budowano umocnienia o charakterze stałym, które miały wzmóc pozycje obronne Niemców. Budowa tych linii została zapoczątkowana w lecie 1944r., a skończyła się w styczniu 1945r. wraz z nadejściem czerwonoarmistów. Jedną z tych linii, która właśnie przebiegała przez Szczekociny, była pozycja obronna zwaną Stellung a2. Biegła ona od Karpat poprzez Nowy Sącz, Bochnię, Proszowice, Słomniki, Miechów, Szczekociny, Koniecpol, Przedbórz, Sulejówek, Tomaszów Mazowiecki i dalej w kierunku północnym. Koncepcja obronna polegała na umocnieniu całej strefy przyszłej bitwy. Strefa umocnień miała znajdować się na kilkusetkilometrowej głębokości. Miała się ona składać z kilku pasów obrony a ponadto w system obrony miały wejść liczne pozycje ryglowe. Wzmocnienie obrony miało nastąpić przez włączenie do niej miast – twierdz oraz miejscowości, w których wykonano silnie umocnione fortyfikacje. Takie miejscowości zwane były inaczej punktami oporu ,,Ortsstützpunkte”. Całość linii umocnień z wyłączeniem linii frontu miało stanowić pozycje OKH Stellungen. Punkty oporu, ,,Ortsstützpunkte”, miasta – twierdze, miały tylko przeznaczenie do obrony w czasie, gdy znajdowały się na linii frontu. Nie były natomiast przygotowane do obrony znajdując się w okrążeniu . Całość prac była nadzorowana przez osoby z Organizacji TODT. Byli to głównie mężczyźni w podeszłym wieku, których nie obejmował obowiązek mobilizacyjny. Niektórzy z nich, prowadzący roboty, byli inżynierami. Nadzór zaś sprawowała Żandarmeria Polowa oraz jednostki pomocnicze. Roboty przy umocnieniach wykonywała ludność polska, która na miejsce prac była dowożona z okolicznych miejscowości. Pracownicy również byli dowożeni z obozów pracy, założonych przez okupanta w rejonie prowadzonych robót. Ludność cywilna za wykonywaną pracę dostawała żywność, lub talony na zakup żywności w odpowiednich punktach i alkohol. Jak wcześniej wspominano, budowę kontynuowano aż do nadejścia Rosjan. Na niektórych odcinkach jeszcze w godzinach porannych wykonywano umocnienia, a wieczorem miejscowości te już zostały zajęte przez czerwonoarmistów. Na terenie omawianym w tej pracy,ofensywa Armii Czerwonej ruszyła 12 stycznia. Wojska sowieckie parły w szybkim tempie na zachód, rozbijając na pierwszej pozycji obronnej okopanych Niemców. Armia Czerwona zajmowała kolejne punkty oporu i w dniu 15 stycznia podeszła pod Szczekociny. Czerwonoarmiści już 15 stycznia rozpoczęli forsowanie kolejnej linii obrony, zwanej Stellung a2. Wtedy rozpoczął się również bój o Szczekociny Pas obrony XXXXVIII Korpusu Pancernego przebiegał właśnie przez miasto. W tym czasie zaznaczyło się wyraźne przeskrzydlenie w pasie jego obrony. Wieczorem tego dnia czołowe oddziały 5. Armii Gwardii po ciężkich walkach o miasta Busko-Zdrój i Pińczów uchwyciły linię Pilicy powodując dezorganizację w szeregach Niemców. Nie byli oni w stanie zorganizować skutecznej obrony. Linia natarcia tej jednostki bojowej biegła przez: Wodzisław, Szczekociny, Lelów, a dalej miała za zadanie uchwycić Częstochowę. Ścigając rozbite wcześniej wojska niemieckie, 9. Gwardyjska Dywizja Piechoty dowodzona przez pułk. Szumiejewa oraz 14. Gwardyjska Dywizja Piechoty dowodzona przez gen. Skryganowa, napotkały silny opór. Niemcy zorganizowali skuteczną obronę przed Szczekocinami i w samym mieście. Walczące w tym rejonie jednostki Armii Czerwonej zostały wzmocnione 31. Samodzielnym Korpusem Pancernym. W tym czasie do ataku przystąpiła również 14. Dywizja, ale została odparta przez silne zgrupowanie niemieckie. Spowodowało to opóźnienie marszu czerwonoarmistów . Jednostki Armii Czerwonej walczące w rejonie Szczekocin zostały wzmocnione, dlatego też Niemcy przerzucili z Częstochowy pod Szczekociny: 63. Zapasowy Pułk Piechoty, pododdziały 602. Dywizji do Zadań Specjalnych, pododdziały 68. Dywizji Piechoty, pododdziały 304. Dywizji Piechoty oraz 17. Dywizji Artylerii Przeciwlotniczej. Wojska te wchodziły w skład 4. Armii Pancernej, dowodzonej przez gen. Fritza Greasera i to one obsadziły wcześniej wykonane pozycje obronne na linii Stellung a2 pod Szczekocinami. W celu wzmocnienia pozycji obronnej pod Szczekociny wysłano ciężki sprzęt w postaci Tygrysów i Panter. Tak właśnie umocniony rejon miał powstrzymać, a następnie odrzucić wojska Armii Czerwonej, które parły w kierunku Częstochowy. Ważnym wydarzeniem dla historii Szczekocin była noc z 15 na 16 stycznia 1945r. Wtedy właśnie rozpoczął się bój o Szczekociny. Niemcy dość dobrze ukryci za umocnieniami zdołali odrzucić nacierających czerwonoarmistów. Sztabowcy walczących na tym odcinku jednostek Armii Czerwonej byli zmuszeni do i zmiany schematu natarcia. Postanowiono oskrzydlić i obejść od tyłu broniących się w mieście Niemców. W walkach o Szczekociny brała udział 9. Dywizja Powietrzno-Desantowa pod dowództwem płk. Gołubowa. Wcześniej jednostka ta brała udział w walkach o Busko-Zdrój, a teraz z powodzeniem szturmowała broniące się resztki jednostek 68. i 304. Dywizji Piechoty. W walki została włączona 242. Brygada Pancerna z 31. Korpusu Pancernego. Dowódca tego związku taktycznego, gen. Kuźniecow, skierował brygadę na prawe skrzydło walk. Krwawe i zawzięte walki nocne spowodowały rozbicie Niemców i w rezultacie ich ustąpienie z pola walki. W godzinach porannych dowództwo Armii Czerwonej dostało informację, że wojska są już w Szczekocinach. 28. Gwardyjski Pułk Piechoty podejmuje walkę w mieście i dokonuje likwidacji ostatnich punktów oporu Niemców. Czerwonoarmiści przeprawiają się przez Pilicę, a co za tym idzie, linia obrony została przełamana rankiem 16 stycznia . W Szczekocinach do dnia dzisiejszego można znaleźć dobrze zachowane pamiątki po budowie linii obrony Stellung a2. W mieście i na jego obrzeżach zachowało się kilka obiektów na dawnej linii umocnień. Przetrwały tylko dlatego, że były to budowle o charakterze stałym, zbudowane ze zbrojonego betonu. Pierwszym i największym obiektem zachowanym w Szczekocinach jest schron typu Regelbau 668. Budowla ta miała charakter bierny, budowana w głównych punktach oporu tzw. ,,Stuzpunkt”. W schronie były trzy pomieszczenia. Pierwsze to wejście z przedsionkiem, następnie śluza przeciwgazowa oraz izba załogi. W czasie II wojny światowej budowano kilka typów tego schronu, w zależności od zastosowania. Ten schron przeznaczony był dla sześciu do dziewięciu żołnierzy. Schron Regelbau 668 często występował w towarzystwie przylegającego do niego schronu bojowego, zbliżonego kształtem do obiektu typu Ringstand 58c. W takim przypadku zmieniało się przeznaczenie tego schronu, ponieważ poza zastosowaniem biernym posiadał również możliwość prowadzenia ognia. W takim przypadku można było prowadzić obronę przeciwpiechotną i przeciwpancerną przy zastosowaniu różnych konfiguracji uzbrojenia. Obiekt posiadał wymiary 7,65 x 7,65 m, a do całości wykonania zużywano około od 210 do 230 m3 betonu.

FOTKA nr 4 i 5

Obecnie schron ten znajduje się na terenie bazy dla autobusowej „Agrofirmy”, w rejonie ul. Parkowej, tuż za osiedlem mieszkaniowym. Górna płyta obiektu została wykorzystana jako rampa. W rozmowie z pracownikami bazy ustalono, iż w przeszłości w schronie składowano różne przedmioty. Cały obiekt został omurowany cegłą, wnętrze pomalowane jest na biało, prawdopodobnie wapnem. Niestety, dolne fragmenty schronu, jak w większości takich obiektów, zalane są napływającą wodą. W obiekcie zachowały się fragmenty instalacji wentylacyjnej oraz odprowadzającej spaliny z piecyka. Znajdują się one u sufitu, w ścianach i na podłodze. W suficie widoczny jest otwór pod peryskop. W ścianach obiektu zachowały się jeszcze elementy deskowania, zamontowane przez osoby wykonujące tę budowlę. Obiekt posiada, zamontowane u sufitu płyty stalowe, które stanowiły zabezpieczenie antyodpryskowe. Kolejnym obiektem, który pozostał w Szczekocinach po działaniach wojennych, jest zlokalizowany przy ul. Włoszczowskiej schron bojowy o nazwie Ringstand 58c. Ten schron bojowy, zwany inaczej ,,Tobrukiem”, miał też oznaczenie jako schron typu Bauform 201. Budowla ta była najbardziej popularna i najczęściej występująca na linii Stellung a2.

FOTKA NR 2

Obiekt ten składał się z dwóch pomieszczeń, które znajdowały się na różnym poziomie. Pierwszym pomieszczeniem była izba bojowa z otworem w stropie o średnicy 80 cm. Przez otwór ten prowadzono ogień. Drugie pomieszczenie, służyło jako podręczny magazyn, zaplecze socjalne, jak również jako wejście do obiektu. W schronach przewidziano montaż pieca, z którego wyprowadzono rurę odprowadzającą dym. Przeznaczenie obiektu powodowało, że mógł on pełnić funkcję obserwacyjną oraz bojową. W izbie bojowej montowano lornetkę nożycową lub też, na specjalnej lawecie karabin maszynowy MG 34 lub MG 42. Zdarzały się też przypadki, że schron służył jako stanowisko moździerza, ale głównie przeznaczony był do prowadzenia ognia okrężnego, co umożliwiała zamontowana ruchoma laweta pod karabin maszynowy. Wymiary schronu to 3,70 x 2,20 m. Do wykonania zużywano około 11 m3 betonu. Kolejny obiekt tego typu zlokalizowany jest w rejonie ul. Zielonej, a dokładniej przy drodze prowadzącej na Dębowiec. Schron różni się od poprzedniego Ringstanda sposobem wykonania. Obecnie nad powierzchnię gruntu wystaje otwór strzelniczy wraz z fragmentem górnej płyty. Widoczna jest też jedna ze ścian z małym fragmentem górnej płyty. Wnętrze obiektu jest częściowo zasypane, można jednak wejść do środka.

FOTKA NR 1

Trzeci z obiektów typu Ringstand 58c znajduje się tuż przy skrzyżowaniu ul. Stefana Żeromskiego z ul. Tartaczną. Obiekt znajduje się kilka metrów od drogi, po północnej stronie ul. Żeromskiego. Jest on w większości swej powierzchni zasypany. Z otoczenia wyróżnia go jedynie charakterystyczny otwór strzelniczy. W nim znajduje się skorodowany fragment stalowej prowadnicy. Obiekt zlokalizowany jest na prywatnej posesji.

FOTKA NR 3

Opisane wyżej obiekty to z pewnością nie jedyne w Szczekocinach. Mieszkańcy zgodnie mówią, że kolejny obiekt typu Ringstand 58c miał być zlokalizowany po przeciwnej stronie ul. Włoszczowskiej w stosunku do opisanego na tej ulicy obiektu. Podjęto próbę jego zlokalizowania, jednak bujna roślinność o tej porze roku uniemożliwiła badanie tego terenu. Poza obiektami o konstrukcji żelbetonowej, w Szczekocinach można jeszcze spotkać relikty umocnień ziemnych. Na południe od Os. 3 Maja znajduje się teren zadrzewiony, zwany Gąszczami. W miejscu tym, wzdłuż skarpy, wybudowano umocnienia składające się z całej sieci okopów i rowów strzeleckich, wzmocnionych schronami o konstrukcji drewniano-ziemnej. Linia obrony biegła na południe w kierunku Żarnowca, a na północ do Koniecpola. Rzeka Pilica była naturalną przeszkodą, to też wzdłuż niej, na zachodnim jej brzegu budowano umocnienia. Kolejne obiekty o konstrukcji żelbetonowej zostały wybudowane w Tęgoborzu. W miejscowości tej zachowały się dwa obiekty typu Ringstand 58c. Znajdują się one na skarpie tuż nad korytem rzeki Krztyni. Pierwszy z obiektów zlokalizowany jest na jednym z pól uprawnych.

FOTKA NR 7

Budowla jest prawie całkowicie zasypana. Z odległości widoczny jest natomiast charakterystyczny kształt, dzięki któremu można ją zlokalizować. Do górnej części obiektu można wejść przez otwór strzelniczy. Drugi taki obiekt znajduje się w pobliżu polnej drogi prowadzącej do przejazdu przez Krztynię. Usytuowany jest między drzewami po lewej stronie drogi. Obiekt jest zasypany, w otworze strzelniczym zalegają śmieci i butelki.

FOTKA NR 6

Umocnienia o charakterze stałym to nie wszystkie zachowane pamiątki po fortyfikacjach obronnych. W pobliżu skarpy, pośród drzew, można zlokalizować jeszcze miejsca, gdzie wykopano linie okopów, a także teren, gdzie powstał schron o konstrukcji drewniano-ziemnej. Nie tylko pozostałości budowli obronnych są świadkami historii, ale także ludzie – mieszkańcy Szczekocin. Poza pracami badawczymi w terenie postanowiono również przeprowadzić wywiad z osobami, które pamiętają lata okupacji. Zebrano również relacje świadków tamtych czasów z innych publikacji. Jednym z rozmówców był Zygmunt Faryś, który doskonale pamięta lata okupacji, a ponadto w 1944r. miał dziewiętnaście lat i pracował w stolarni co skutkowało wykonywaniem prac przy fortyfikacjach. Poniżej przedstawiono jego wspomnienia w taki, sposób jak sam je wypowiadał by jego słowa oddawały nastrój tamtych dni. (...) Ja pracowałem w Gąszczach i cięliśmy drzewo na bunkry. Były one zrobione od oczyszczalni do wyjścia z Gąszczy. Było ich tam może 6 – 7. Cztery były jeszcze wewnątrz Gąszczy. One były z drewna, były w ziemi, powała też była z drewna. Tutaj to walk nie było jakiś większych. Cały front to szedł od Jędrzejowa. Byli tutaj zabici i Niemcy i Rosjanie. Niemcy pamiętam polegli w Tarnawej Górze. Oni już tam byli w bieliźnie bo wszystko było już pościągane. Ruscy jak ich pościągali to pochowali ich na rynku, tak jak fontanna. Była taka mogiła zbiorcza a później przenieśli gdzieś na cmentarz. Tutaj na głównej ulicy leżały trupy żołnierzy. Pamiętam jeszcze jak po lewej stronie ul. Żeromskiego budowali taki duży obiekt jak ten w kombinacie. Miał już wylane fundamenty ale już nie zdążyli zrobić. Teraz to jest zasypane ale na pewno mieli robić. W czasie przejścia frontu to prawie wszyscy pouciekali i do końca nie wiem co się działo w samym mieście. Pamiętam jak w niedziele do południa jeszcze tartak pracował a już wieczorem go wysadzili. W tych Gąszczach to mój ojciec robił drzwi, zakładał w tych bunkrach. My spuszczaliśmy drzewa, sosny. Mierzyło się po 5 metrów, cięło się i szło to na ściany i powały. Zasypywało się te bunkry ziemią a jak były nieszczelne to okładało się mchem i darnią. Ludzie do pracy tu przyjeżdżali od Nagłowic. Było ich około tysiąca. Nocowali w magazynie zbożowym, stodołach leżących na terenie dzisiejszego kombinatu, po ludziach sypiali. W zamian za pracę Niemcy dawali kartki. Wymieniało się to później na chleb, marmoladę, konserwy. Pieniądze też płacili. Dawali pieniądze emisyjne, nie dawali marek niemieckich. Pamiętam, że ścinało się jeszcze takie młode drzewa i robiliśmy z tego faszyny. Okładało się nimi okopy i ziemia się nie osuwała. Pamiętam, że były tutaj ustawione działa. Stały jak te domy. Niemcy nie zdążyli nawet amunicji z tych dział zabrać. Było też tak, że moi kuzyni rozbierali jeden z pocisków. Taki długi był z dziewięćdziesiąt centymetrów długości. Rozerwało ich obu. Tutaj za ul. Tartaczną pamiętam był rów przeciwczołgowy. Szedł z południa i później kierował się na północ. Później go zasypali . Ciekawy materiał historyczny można znaleźć w publikacji Romana Czerneckiego, dyrektora Szczekocińskich Zakładów Naukowych, Z Krzemieńca, Borysławia. Przedstawiono tam Szczekociny w pierwszych dniach po wejściu wojsk sowieckich. Tuż po zakończeniu działań wojennych uczniowie pomagali parcelować pola, rozbijali betonowe bunkry, zasypywali rowy strzeleckie. Młodzi chłopcy zajmowali się ,,pirotechniką”: rozmontowywali bomby lotnicze i pociski artyleryjskie. Z wymontowanych materiałów urządzali fajerwerki. Niemcy pozostawili na przyległym do szkoły polu duży zapas amunicji, którą sukcesywnie rozbierano. Po walkach zostało też sporo broni zwykłej i maszynowej. Młodzi ludzie prowadzili handel różnymi rodzajami broni. Po działaniach wojennych Szczekociny były doszczętnie zniszczone. Ucierpiał także pałac i jego zaplecze. Stalowe bramy zostały wyrwane przez czołgi, a w przypałacowym ogrodzie wykonano stanowiska artyleryjskie. Park zamieniono na stanowiska strzeleckie. Wzdłuż niego zostały wybudowane rowy dla strzelców, a z przodu widniały zasieki z drutu kolczastego. Wszelkie prace porządkowe wykonywała młodzież. W marcu rozbito kilkanaście bunkrów oraz zniwelowano blisko 10 hektarów ziemi . Z powyższej publikacji można wywnioskować, że obiektów obronnych o charakterze stałym było znacznie więcej w Szczekocinach. Jeśli wierzyć zapisom dotyczącym miasta, to zostały one rozbite, ale być może ich dolne części znajdują się nadal pod gruntem. Dziś są już zapewne zasypane być może został po nich jakiś ślad. Kolejne informacje na temat końca wojny i już początkowego okresu po odzyskaniu wolności pochodzą z publikacji Krystyny Uniechowskiej, Franciszka Starowieyskiego, opowieść o końcu świata czyli reforma rolna. Mimo, że dotyczą one Siedlisk postanowiono je dołączyć, ponieważ miejscowość ta położona jest w niedalekiej odległości od Szczekocin. Franciszek Starowieyski wspomina, że pracował przy budowie okopów na linii umocnień, którą określił jako wstępną linię obrony Rzeszy. Na tym odcinku były budowane obiekty fortyfikacyjne, w tym rowy przeciwczołgowe. W związku z tym, że znał język niemiecki otrzymał funkcję tłumacza. Jego wspomnienia opisują dzień pracy przy budowie. Szczegółowiej przedstawił pewien październikowy dzień, kiedy budowa linii była już dość zaawansowana. We wczesnych godzinach porannych kierował się do pracy. Przed ósmą rano musiał być już na miejscu. W jadalni wypijał mleko, zabierał kanapki i wyruszał z domu do pracy. Poranne mgliste poranki nieco tuszowały postęp prac, jednak tuż po opadnięciu mgły, było widać ogrom przedsięwzięcia. W tym okresie ludność dość często zastanawiała się nad tym, co będzie, gdy nadciągnie front. Ówcześni nie wiedzieli jaka będzie rola Armii Czerwonej. Nie wiedzieli też jaką cenę będą musieli zapłacić za wyzwolenie. Niemiecka machina uwidaczniała już rozprężenie ale, biurokracja działała nadal na wysokim poziomie. Doszło do rzeczy wręcz niebywałej. Kilka dni przed wkroczeniem jednostek Armii Czerwonej do Siedlisk przyjechał oficer niemiecki z dwoma żołnierzami i wypłacali pieniądze jako odszkodowania za zniszczone w czasie budowy fortyfikacji lasy. 16 stycznia 1945r. zaczął się pewnymi niepokojącymi wydarzeniami. Ptactwo było niespokojne. Jedne stada przylatywały, po czym odlatywały, kolejne przylatywały i odlatywały. Słyszalne już były odgłosy frontu. Grzmoty płoszyły ptactwo, które co chwilę zrywało się i odlatywało. Zaczęły już nadlatywać zabłąkane pociski, wystrzeliwane z daleka jednak rzadko wybuchały. Pod pałac zajechał niemiecki pojazd, którym przyjechał na kwaterę niemiecki pułkownik. Ze względu na zbliżający się front, po kolacji opuścił dwór i udał się wraz ze swoim pułkiem w dalszą drogę. 17 stycznia był pogodnym i mroźnym dniem. Od Szczekocin i Pradeł dochodziły ostre odgłosy strzelaniny. W parku byli jeszcze niemieccy żołnierze. Ustawili na polu, tuż za sadem, działko przeciwlotnicze. Zostało ono rozbite a załoga zapewne uciekła przez ogród. Z wieżyczki domu w Siedliskach Franciszek Starowieyski obserwował ruchy wojsk i stamtąd dojrzał zbliżające się czołgi. Po chwili, gdy mieszkańcy pałacu zebrali się w holu, nadjechał z dużą prędkością wojskowy jeep. Jako pierwsi przybyli kierowca i oficer jednej z jednostek Armii Czerwonej. Po nich zjawili się żołnierze, którzy nie byli abstynentami i wypijali dość dużo alkoholu. Później nadeszły kolejne wojska i znów odjechały. Ostatnim akordem działań wojennych na tym terenie było zestrzelenie samotnego niemieckiego Dorniera przez kilka rosyjskich samolotów. Dornier leciał na bardzo niskim pułapie i zapewne robił rozpoznanie, co do ruchów i kierunku natarcia jednostek Armii Czerwonej. Spadł on na jeden z okolicznych dworów, który spłonął w wyniku tego zdarzenia. Według wspomnień Franciszka Starowieyskiego, po działaniach wojennych pozostało wiele porzuconego sprzętu wojennego. Tuż za dworem w Siedliskach zostało działko przeciwlotnicze z porozrzucanymi obok niego pociskami. Obok leżał rozbity karabin maszynowy. W niedalekiej odległości znajdowało się cmentarzysko czołgów. Jednym z nich miał być niemiecki ,,Tygrys”. W czołgu tym natrafiono na spaloną kurtkę majora. Czołg miał sprawny silnik diesla. Same czołgi w większości były wypalone i zniszczone doszczętnie. Na polach znajdowano też ręczną broń przeciwpancerną w postaci panzerfaustów. Czasami dochodziło do groźnych wypadków przy próbach odpalenia tej broni. W jednej z okolicznych wiosek strumień ognia miał wypalić i wyrwać wnętrzności jednemu z młodzieńców. Po zakończeniu działań, autor wspomnień w pobliżu jednego z lasów znalazł armatkę niemiecką. Wraz z kompanem oddał z niej strzał, który rozerwał lufę, oszczędzając jednak obsługę. Na polach znajdowały się jeszcze miny, które były detonowane. Dochodziło wtedy do niekontrolowanych wybuchów, które kończyły się z rożnym skutkiem . W kolejnej publikacji Szczekociny w opowieściach mieszkańców, Czasy przedwojenne i wojna, w której zgromadzono wspomnienia dotyczące lat okupacji, można znaleźć kolejne informacje na temat prac przy fortyfikacjach. Jedną z osób, która udzieliła wywiadu była Teresa Niechciał. Wspomina, że ludność kopała okopy w Bonowicach i w Gąszczach. Na miejsce robót ludność dowożono pojazdami. W jej domostwie kwaterowali Niemcy, a w czasie, gdy była chora na żółtaczkę zachowywali spokój, by jej chorej nie obudzić. Kolejną osobą, która podzieliła się wspomnieniami jest Aleksandra Wojciechowska. Wspomina ona, że w czasie, gdy zbliżał się front, wykonywała prace w lesie rokickim. Wstawali we wczesnych godzinach rannych i również byli dowożeni samochodami na miejsca prac. Autorka wspomnień wykonywała prace: kopała darnie, z których ustawiali mur. Edward Tokarski również zapamiętał czas wejścia na te tereny oddziałów Armii Czerwonej. Wspomina, że w czasie gdy Rosjanie weszli do Szczekocin, zapanował popłoch. Ludzie w obawie przed nimi zaczęli uciekać do pobliskich wiosek. Edward Tokarski uciekł do Mękarzewa i właśnie tam obserwował jadące na front wozy z żołnierzami, amunicją i jedzeniem. Wojsko jechało bocznymi drogami, ponieważ główna droga była zajęta. Od Tarnawej Góry i góry goleniowskiej czerwonoarmiści zaczęli ostrzał katiuszami. Niemcy musieli zdecydować się na odwrót i kierowali się w stronę Rokitna. Rosjanie ich tam okrążyli i zniszczyli ich zgrupowanie. Autor wspomnień dodaje jeszcze, że pola wokół Szczekocin były zaminowane przez Niemców . Prace badawcze nadal trwają. Prawdopodobnie na terenie Szczekocin oraz rejonu przylegającego do miasta wybudowano znacznie większą liczbę schronów, zwłaszcza typu Ringstand 58c. Patrząc na pozostałe miasta, które zostały włączone w system obrony, trzeba stwierdzić, że ilość obiektów była zdecydowanie większa. Do naszych czasów mogły się one nie zachować, mogły też zostać zasypane przez obecnych właścicieli działek. Mogą też być wykorzystywane na pomieszczenia gospodarcze lub też wybudowano je w miejscach trudno dostępnych, gdzie powoli zarastają i giną wśród roślinności. Być może w przyszłości uda się odnaleźć kolejne obiekty na terenie miasta i odpowiedzieć na kilka nurtujących pytań.

Szczekociny1944-1945

The German fortification line “ Stellung a2 “ and its course via Szczekociny. In the summer of 1944, the Germans began the construction of a line “Stellung a2” to halt the Red Army before entering the territory of the Reich. This line was one of the several built on the territory of Poland. The entire complex was formed as the system of trenches, anti- tank and shooting ditches and consisted of several positions, situated in a north - south line, along with a few half-timbered positions. In order to maximize the effectiveness of defense the wooden-earth shelters and reinforced concrete shelters were built. In January1945, the line failed in its purpose, largely due to quick advancement of the Red Army and deficiencies in the German army. The line was breached in a few places, what forced the German headquarters to retreat to the west. Similarly, the fights to break the Szczekociny line lasted several hours and although the military reinforcements and heavy tanks were delivered into the area, the brisk advancing of the Red Army troops proved not to be halted. The war left abundant remains in the surrounding Szczekociny fields, among them the fragments of German fortifications. The anti-tank ditch as well as the lines of trenches, passing the farmland, were largely buried, contrary to the ones located on unutilized land which remained to our times. Today, a few reinforced concrete structures – in different condition - can still be seen in the area of Szczekociny. Others may have been demolished over years or buried under heavily urbanized areas. However, the continuously conducted search is hoped to discover further objects in not-to-distant future.

Szczekociny we wrześniu 1939 roku

Utworzono dnia 14.03.2016, 12:54

Imieniny

Zegar

Pogoda

Zaprzyjaźnione Instytucje

Archiwa Społeczne