Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

Stowarzyszenie Miłośników Historii Szczekocin i Okolic Stowarzyszenie Miłośników Historii Szczekocin i Okolic

I wojna światowa w Szczekocinach – podsumowanie konferencji naukowej

Utworzono dnia 14.03.2016
Czcionka:

Lech Frączek

I wojna światowa w Szczekocinach – podsumowanie konferencji naukowej

Wielka wojna lub wojna europejska, tak nazywali ówczesny konflikt ludzie, którym przyszło doświadczyć jego okropności. Niestety w świadomości przeciętnego Polaka zajmuje on dzisiaj miejsce zupełnie marginalne albowiem przysłonięto go całkowicie wydarzeniami z okresu 1939-1945. Co więcej, stosunkowo nieliczne prace historyczne, które w ogóle wspominają o latach 1914-1918 koncentrują się prawie wyłącznie na froncie zachodnim nieistotnym z punktu widzenia ziem polskich. Z kolei książki opisujące działania na froncie wschodnim całkowicie wypaczają przyczyny wybuchu wojny, przebieg działań zbrojnych, a także tracą z pola widzenia losy zwykłego człowieka płacącego straszliwą cenę za zbiorowe szaleństwo polityków i dowódców.

Przypadająca w tym roku setna rocznica wybuchu I wojny światowej stworzyła doskonałą okazję, a zarazem konieczność przeprowadzenia badań nad dziejami konfliktu.  Świerzego spojrzenia na wydarzenie wymagały zarówno makrohistoria jak i mikrohistoria. Rezultaty ostatnich odkryć dotyczących dziejów Szczekocin w okresie 1914-1918, nowe tezy, nieznane aspekty, zdjęcia materiałów archiwalnych, a nawet lista z nazwiskami mieszkańców poszkodowanych w wyniku rekwizycji, to wszystko można było usłyszeć oraz zobaczyć podczas czerwcowej konferencji naukowej. Odbyła się ona dzięki współpracy Stowarzyszenia Miłośników Historii Szczekocin i Okolic z Miejsko-Gminną Biblioteką Publiczną w Szczekocinach. Podczas tego spotkania trzech historyków krakowskich dr Wiesław Bator, dr Tomasz Bzukała oraz dr Lech Frączek zaprezentowało rezultaty swoich ostatnich prac naukowych.

Wykład dr Wiesława Batora dotyczący genezy I wojny światowej uświadomił słuchaczom jak straszliwie oraz celowo fałszowano dotychczas sprawę odpowiedzialności za rozpętanie pożogi wojennej. Objawiało się to poprzez zrzucanie jedynej i wyłącznej winy na państwa centralne (Austro-Węgry oraz Niemcy) lub ewentualnie poprzez pokrętne stwierdzenia typu „wojna musiała wybuchnąć” bez podawania konkretnych powodów. Wszystkie te działania były w prostej linii powtarzaniem ustaleń traktatu wersalskiego, a wiec punktu widzenia strony zwycięskiej. 

Tego typu radosna twórczość jest uprawiana niestety do dzisiaj. Nie dzieje się to bez przyczyny, ponieważ historiografia polska zarówno międzywojenna jak i niestety współczesna jest nieustannie posłuszna w przedmiotowej kwestii poprawności politycznej, nakazującej pochwałę koalicji (Francji, Anglii oraz Stanów Zjednoczonych – nowego wielkiego brata).

Zupełnie inny obraz przyczyn konfliktu wyłania się po odrzuceniu sympatii anglosaskich na rzecz źródeł oraz zdrowego rozsądku. Według dr Wiesława Batora, chłodna analiza sytuacji polityczno-społecznej, ocena celów poszczególnych państw, porównanie potencjału militarnego, demograficznego, gospodarczego, czy wreszcie ekonomicznego, nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Wojnę sprowokowała Ententa (Francja, Rosja i Anglia), gdyż nie mogła w żaden inny sposób zrealizować swoich zamiarów. Nie mniej istotnym jest fakt, że strona przeciwna – Trójprzymierze znacznie ustępowała pod względem swojego potencjału militarnego, a także gospodarczego rywalom, dlatego też ewentualna wojna była dla niej ogromnym niepotrzebnym ryzykiem. Poza tym chciała ona utrzymania status quo, a nie jak Francja czy Rosja nowego porządku i zmiany granic w Europie.

Dr Tomasz Bzukała w swoim referacie zwrócił uwagę na niezwykle istotny problem dotykający społeczeństwo Szczekocin w czasach wielkiej wojny jaki stanowiły wszechobecne choroby: cholera, tyfus brzuszny oraz dyzenteria (potocznie czerwonka). Dotychczas mało kto zdawał sobie sprawę, że w wyniku zachorowań zmarło dużo więcej ludzi niż w wyniku bezpośrednich działań zbrojnych, co zostało poparte przez prelegenta odpowiednimi wykresami i tabelami. Epidemie roznoszone przez wojsko, ciągły głód osłabiający odporność, słaby stan infrastruktury sanitarnej to wszystko sprzyjało rozprzestrzenianiu się potencjalnej śmierci.

W czasach kiedy nie istniała mikrobiologia choroby najzwyczajniej uważano za karę bożą, której nie należy się zbytnio sprzeciwiać. Dopiero I wojna światowa stała się okresem podejścia naukowego do problemu i zarazem okresem powszechnej walki z zagrożeniami. W tym właśnie celu budowano w Szczekocinach szpitale, separowano chorych, przeprowadzano szczepienia, monitorowano wszystkie najdrobniejsze nawet oznaki ewentualnych zachorowań u ludzi, a także u zwierząt. Powołano w tym celu specjalne instytucje: tak zwanych oglądaczy zwierząt oraz oglądaczy zwłok. Na koniec wprowadzono ścisły kordon sanitarny wokół miasta, co było wyjątkowo niedogodnym ograniczeniem dla mieszkańców.

Szczekociny w czasach I wojny światowej to temat szeroki, złożony a zarazem niezwykle ważny, co starał się podczas swojego wykładu udowodnić dr Lech Frączek. Pod względem trudności życia przeciętnego mieszkańca lata 1914-1918 w niczym nie ustępowały okresowi 1939-1945.

Pomimo tego, że front przechodził przez Szczekociny dwukrotnie to miastu generalnie udało się szczęśliwie przetrwać pierwsze miesiące konfliktu, nie licząc 68 szyb kościelnych, które wyleciały z okien przy wysadzaniu mostu na rzece Pilicy. Znacznie gorzej potraktowali szczekocinian żołnierze austro-węgierscy i niemieccy rekwirując 115 osobom dobytek obliczany na łączną kwotę ponad 90 000 rubli. Brano głównie żywność, resztki pozostałego inwentarza, materiał drzewny służący do budowy okopów i do palenia. Szczekociński rynek oraz większe ulice ogołocono z bruku, ale nie gardzono także gotówką, alkoholem, a nawet bielizną damską. Takimi drobnostkami jak wystawianie kwitów lub wypłata odszkodowań państwa centralne nie zawracały sobie głowy.

Po ostatecznym wyparciu Rosjan z Królestwa Polskiego Szczekociny weszły w skład obszaru podległego władzom austro-węgierskim. Na szczeblu lokalnym miasto znalazło się pod całkowitą władzą nowej instytucji Cesarsko-Królewskiej Komendy Powiatowej we Włoszczowie. Realizowała ona generalnie zadania dawnego powiatu włoszczowskiego (z czasów zaboru rosyjskiego) z tą różnicą, że zmienił się zarządca. To znaczy, oficjalny język rosyjski zastąpiono niemieckim, pisma urzędowe rosyjsko-polskie zostały zastąpione przez druki niemiecko-polskie, heraldyka Romanowów ustąpiła heraldyce Habsburgów, znaczki pocztowe z podobizną cara Mikołaja II musiały ustąpić miejsca znaczkom z wizerunkiem cesarza Austrii i króla Węgier. Ten sam mechanizm działał w przypadku portretów monarszych wiszących w różnych urzędach. Nie zmuszano już więcej rzemieślników ze Szczekocin aby świętowali urodziny kolejnych carów poprzez zapalanie świec w kościele, za to usilnie lansowano uroczyste obchody urodzin cesarza Franciszka Józefa dając przy tej z tej okazji dzieciom szkolnym dzień wolny od zajęć. 

Z czasem pojawiły się drobne ustępstwa ze strony nowych władz. Zezwolono na założenie pierwszej drużyny harcerskiej, odsłonięto pomnik Tadeusza Kościuszki, a orzeł polski w koronie wrócił wreszcie na pieczęć wójta gminy szczekocińskiej. Te śladowe ustępstwa nie przesłoniły jednak głównego celu jakim kierowali się okupanci, którzy starali się do końca wojny maksymalnie eksploatować zajęte tereny.

Po przejściu frontu miasto stało się potwornie przeludnione. Sytuacje najlepiej oddają słowa sędziego Ireneusza Fabiańskiego: …w Szczekocinach są nadzwyczaj trudne warunki lokalowe. Na skutek nagromadzenia w mieście ludności bezdomnej, spekulacyjnej i wykolejonej oraz na skutek zajęcia wielu mieszkań przez władze wojskowe i sekcje cywilne…

Ceny wynajmu mieszkań podskoczyły o kilkaset procent, a właściciele zaczęli nawet żądać zapłaty z góry za cały rok. Ciekawostką może być to, że na tą spekulacje skarżyli się szczególnie izraelici wynajmujący lokale u chrześcijan. Powszechnie wiadomo, że zazwyczaj dochodziło do sytuacji odwrotnych.

Panowała potworna drożyzna rosnąca z każdym rokiem potęgowana przez chaos monetarny zaistniały po oficjalnym wycofaniu rubla i po zastąpieniu go szybko tracącą na wartości koroną austriacką. Wprowadzono horrendalne ograniczenia w handlu, nawet najdrobniejszym. Reglamentowano niemal wszystko od produktów zwierzęcych, aż po mydło, naftę a nawet zapałki. Surowe kary łącznie z więzieniem nie odstraszały jednak licznych szczekocińskich izraelitów od prowadzenia wielowiekowej tradycyjnej działalności. Wielu z nich wpadło w końcu w sieci straży skarbowej przy przewożeniu tak „hurtowych ilości dóbr” jak pół kilo sera, 5 kg. mąki pszennej lub ubita kaczka.

Aby powstrzymać jakoś falę wszechobecnego głodu, stanowiącego potencjalny zalążek buntu, władze uruchomiły w 1916 r. tzw. kuchnie ludowe wydające obiady najuboższym. Oczywiście wszystko sfinansowano podnosząc podatki, kontyngenty, opłaty i kary. Godzi się wspomnieć, że na wysokości zadania stanął wówczas Tadeusz Halpert zakładając kuchnie szczekocińską wyłącznie z własnych funduszy, a potem zaopatrując ją całkowicie żywnością ze swoich dóbr.

Po okupacji austro-węgierskiej pozostały pewne elementy infrastruktury. Była to chociażby kolejka konna, jedna z czterech kolejek pomocniczych istniejących w powiecie włoszczowskim, łącząca magazyn zbożowy w Szczekocinach z dworcem przeładunkowym w Sędziszowie. Zbudowano ją w 1916 r. za kwotę 50 000 koron austriackich. Pozostała także nowo wybudowana droga łącząca Nakło ze Szczekocinami do budowy, której zmuszano mieszkańców Szczekocin, w tym wiele kobiet, płacąc im groszowe stawki za ciężką harówkę.

 Tragizm losów poszczególnych jednostek dobrze oddaje przykładowy list Franciszka Orlińskiego, którego władze austro-węgierskie wzięły na front jako woźnicę. Pozdrawiał on w nim emocjonalnie swoją matkę Wiktorię pozostawioną w Szczekocinach z trojgiem nieletnich dzieci bez środków do życia. Jeszcze większe nieszczęście przebija z dokumentu jakim jest metryka pogrzebu Stanisława Lecha, który powołany do wojska rosyjskiego zginał w bitwie pod Rokitnem koło Warszawy 15 X 1914 r. oddając życie za obcą sprawę. Oczywiście podobnych nieszczęść było w skali Szczekocin setki, a w skali ogólnopolskiej miliony.

Współcześnie w Szczekocinach trudno szukać spektakularnych pamiątek po I wojnie światowej. Biorąc pod uwagę to jak wyglądało życie w tamtych czasach łatwo zrozumieć, że nikt z ocalałych nie wspominał tego okresu w sposób sentymentalny. Trudno się też dziwić, że mieszkańcy nie podtrzymywali kultu armii państw zaborczych: rosyjskiej, austrowęgierskiej, czy niemieckiej. Dlatego też, kiedy w 1936 r. przenoszono cmentarz wojenny, niegdyś znajdujący się na rogu ulic Leśnej i Spacerowej, do Moskorzewa cała operacja odbyła się bez pompy i bez wzruszeń. Do dzisiaj ostał się w mieście jedynie symboliczny austro-węgierski granat artyleryjski z napisem WELT-KRIEG 1914-1915. Jest on wmurowany w cokół pomnika NMP stojący przed kościołem parafialnym.

Jako podsumowanie całości konferencji wypada podkreślić kilka kwestii. Po pierwsze, I wojny światowej nie można pod żadnym względem traktować jako wydarzenie mniej ważne niż kolejna, a więc II wojna światowa. Po drugie, bazowanie na utartych schematach odnośnie jej przyczyn i przebiegu prowadzi wprost do wypaczenia historii. Po trzecie, konflikt ten trzeba rozpatrywać holistycznie, jako splot wzajemnie powiązanych problemów politycznych, militarnych, gospodarczych oraz społecznych. Po czwarte, celowość studiów nad okresem 1914-1918 w odniesieniu do miejscowości takich jak Szczekociny nie powinna budzić już więcej niczyich wątpliwości. Autorzy konferencji żywią głęboką nadzieję, że I wojna światowa zajmie wreszcie przynależne jej miejsce w świadomości wszystkich tych, którym nie jest obojętna historia ich małej ojczyzny.

100-lecie I wojny światowej. Szczekociny w wojennej pożodze

Utworzono dnia 14.03.2016, 13:36

Imieniny

Zegar

Pogoda

Zaprzyjaźnione Instytucje

Archiwa Społeczne